Na niedawnym wydarzeniu, które odbyło się w marcu tego roku, Apple zaprezentowało kilka nowych rozwiązań. Większością z nich były po prostu usługi. Jedna nowość będzie jednak nieco bardziej „namacalna” i okazuje się, że chciał ją wprowadzić jeszcze Steve Jobs i to w 2004 roku.
Apple Card, czyli Apple wkracza w świat finansów
Wyobraźcie sobie sytuację, w której 10 miliardów transakcji zostaje wykonanych za pomocą jednej technologii w przeciągu kilku tygodni. To całkiem dużo, prawda? Dokładnie takie statystyki Apple Pay podał Tim Cook pod koniec marca na konferencji firmy.
Polska jest drugim po Australii krajem na świecie, w którym Apple Pay przyjęło się najlepiej. Do dnia dzisiejszego ta liczba zapewne znacznie urosła. To pokazuje potencjał, jaki ma rozwiązanie koncernu z Cupertino. Firma jednak nie osiąnęłaby tego sukcesu, gdyby nie szybka adaptacja Apple Pay wśród banków.
Tymczasem Apple zdecydowało się zapowiedzieć też wdrożenie własnej karty kredytowej. Apple Card będzie wirtualna i dostępna w aplikacji Wallet. Niemniej jednak tam, gdzie nie skorzystamy z Apple Pay, będzie można płacić jej „namacalną”, tytanową wersją.
Apple Card pozwoli zarabiać
Okazuje się, że Apple będzie zwracało 3% dziennych kosztów za zakupy u siebie, 2% za zakupy czegokolwiek u innych sprzedawców za pomocą płatności Apple Pay oraz 1% osobom, które wyrobią sobie prawdziwą kartę i również będą nią płacić.
Apple Card powstało we współpracy z bankiem Goldman Sachs i firmą Mastercard. Cały proces wnioskowania będzie można przeprowadzić z poziomu iPhone’a. Apple Card pojawi się niestety tylko w USA od lata tego roku, a pracownicy firmy już zaczęli ją otrzymywać.
Apple idzie w usługi. iPhone nie jest już w stanie uciągnąć finansów firmy
Kartę Apple chciał wprowadzić sam Steve Jobs
Teraz ciekawy niuans, dotyczący owej karty kredytowej padł ze strony jednego z byłych dyrektorów w Apple – Kena Segalla. Wyjawił on, że już w 2004 roku Steve Jobs pracował nad kartą kredytową do iTunesa. Cała idea zamykała się w obrębie tego, że za wydawane pieniądze kartą kredytową Apple, użytkownik miał zyskiwać dostęp do darmowej muzyki.
Co więcej, użytkownicy mieliby zbierać „iPoints”, czyli „iPunkty” za każdy zakup przy pomocy karty i potem wymieniać je na muzykę. Apple miało nawet przygotowane hasła jak np. „Buy balloons, get Zeppelin” lub „Buy lipstick, get Kiss”, co oznacza „Kup balony, zdobądź Zeppelina”/ „Kup szminkę, otrzymaj (buziaka) Kiss”. W obu przypadkach chodzi o grę słów związanych z muzyką.
Nad tym projektem Apple pracowało w ówczesnym czasie również z firmą MasterCard. Dlaczego więc w 2004 roku owy projekt nie wypalił? Podobno Apple nie było w stanie dogadać się na ustalonych przez siebie warunkach negocjacyjnych.
Ciekawostką niech będzie fakt, że Steve Jobs chciał nazwać Apple Card, jako… Apple Card.
Jak widać więc, nic w przyrodzie nie ginie. Pomysł zahibernowano i odkopano kilka lat temu. Teraz w nowej formie zostaje on wdrożony i zapewne osiągnie niemały sukces. Liczę na to, że w niedalekiej przyszłości kartę Apple podepniemy sobie także w Polsce. Biorąc pod uwagę jeden z najwyższych wskaźników adapacji Apple Pay na świecie, nasz kraj może otrzymać kartę szybciej niż to się stało ze wspomnianą technologią, na którą musieliśmy trochę poczekać.