Opłata reprograficzna nieustannie „grzeje” opinię publiczną – tym razem swój pogląd na sprawę „podatku od smartfona” zaprezentował minister kultury Piotr Gliński. Okazuje się, że dodatkowa opłata nie wpłynie na ceny smartfonów, bo przecież w Polsce są one droższe niż w Niemczech czy innych krajach Zachodu. A to nie koniec interesujących stwierdzeń.
Opłata reprograficzna w ostatnim czasie wzbudza naprawdę sporo kontrowersji – plany wprowadzenia dodatkowej opłaty obejmującej smartfony, tablety czy telewizory ze Smart TV często pojawiają się w debacie publicznej, a ostatnio mieliśmy do czynienia z wypowiedziami znanych artystów i polityków, którzy zdecydowanie opowiadają się za jej wdrożeniem.
Minister Piotr Gliński a opłata reprograficzna
Ostatnio rozłożyłem na czynniki pierwsze „argumenty” wysuwane przez Zbigniewa Hołdysa, a dziś na ten sam temat w radiu RMF FM przemówił minister Piotr Gliński. Przemówił – niestety – nie do końca racjonalnie.
Jak stwierdził w „Porannej Rozmowie” minister kultury, wprowadzenie opłaty reprograficznej ma wspomóc stworzenie funduszu ubezpieczeń społecznych, który miałby zagwarantować wypłatę świadczeń emerytalnym ludziom kultury, którzy często otrzymują bardzo niskie świadczenia lub też nie dostają ich wcale.
Artyści sobie nie poradzą. A ludzie pracujący na „śmieciówkach”?
Znakomity pomysł – zastanawiam się tylko, dlaczego z podobną troską minister Gliński nie pochyla się nad losem milionów pracujących na tzw. „śmieciówkach”, czyli umowach o zlecenie czy o dzieło, od których nie są odprowadzane składki na ubezpieczenie społeczne? Dlaczego artyści mają być kolejną uprzywilejowaną grupą społeczną, która otrzyma świadczenia z kolejnej daniny, której uporczywie nie nazywa się podatkiem, choć jest nim w istocie? Na te pytania oczywiście znam odpowiedź i Wy, drodzy czytelnicy, również.
Co jeszcze bardziej zaskakujące – i o czym w rozmowie wspomina sam minister Gliński – debata nad opłatą reprograficzną toczy się w momencie, gdy ledwie kilka tygodni temu uchwalono podatek od platform VOD w wysokości 1,5% od przychodów, z którego zysk idzie na konto Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Instytutu, który zrzesza nie kogo innego, jak artystów.
Nie chodzi o celebrytów, ale to oni zabiegają o uwagę (i pieniądze)
Pan minister wspomina także o tym, że nie chodzi tutaj o wspomożenie znanych artystów czy też celebrytów – jeśli tak jest, dlaczego w tej sprawie zabierają głos takie postaci jak Zbigniew Hołdys, Krzysztof Cugowski, Urszula Dudziak czy Zygmunt Miłoszewski?
Zdanie najbardziej zainteresowanych, czyli osób pracujących w teatrach, domach kultury, filharmoniach czy operach praktycznie nie przebija się do opinii publicznej.
Nieustannie słyszymy tylko utyskiwania tzw. „grubych ryb”, że „im się należy”, zamiast „płotek”, które faktycznie mogą potrzebować pomocy.
Jednakże Piotr Gliński absolutnie nie spodziewa się, by ceny smartfonów w Polsce wzrosły. „Chociażby dlatego (…) że w Polsce ceny tych urządzeń są o kilkanaście procent większe niż np. w Niemczech” – przekonuje minister. To ma oznaczać, że polscy dystrybutorzy i producenci – według Glińskiego – mają spore pole manewru, jeśli chodzi o ograniczanie marży na sprzedawanych urządzeniach.
Takie założenie zdecydowanie kłóci się ze stanowiskiem prezesa Komputronika, który jasno stwierdził, że sprzedawcy i dystrybutorzy operują na minimalnych marżach.
Ceny nie wzrosną, bo w Niemczech jest taniej. A dlaczego?
Minister nie wziął niestety pod uwagę trzech bardzo istotnych kwestii – pierwszą z nich jest wysokość stawki podatku VAT za zakup smartfonów. O ile w Polsce wynosi ona 23%, tak w Niemczech kilkanaście dni temu obniżono ją z 19 na 16%. 7 punktów procentowych różnicy to naprawdę dużo, o czym chyba nikogo nie trzeba przekonywać.
Drugim czynnikiem jest organizacja łańcucha dostaw – na razie między bajki możemy niestety włożyć zapewnienia o organizowaniu tzw. jedwabnego szlaku łączącego Chiny z Polską. Przyjazd jednego pociągu z towarami na miesiąc to dyplomatyczna pokazówka, a nie realne działanie na rzecz poprawy stosunków handlowych z Chińczykami.
Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że to właśnie Niemcy dysponują wielokrotnie większym i lepszym zapleczem logistycznym, co w sposób oczywisty obniża koszty transportu i dystrybucji.
Trzecim czynnikiem jest oczywiście waluta – to przecież proste jak konstrukcja cepa, że rozliczenia w euro i niestabilny kurs złotówki zdecydowanie nie pomagają, przynajmniej importerom i dystrybutorom, w ustaleniu odpowiedniej ceny i obliczeniu odpowiedniej marży.
Nie chcę wchodzić w odwieczną dyskusję „wprowadzić euro czy nie?”, ale sądzę, że dla branży technologicznej pojawienie się euro byłoby niezgorszą wiadomością.
Każdy ma swoją prawdę. Jedna jest uniwersalna – to dodatkowe obciążenie
Nie chcę tutaj stawać w roli adwokata branży mobilnej w Polsce, ale porównywanie się do Niemiec w tej dyskusji jest chyba mocno nietrafione. Minister Gliński jednoznacznie mówi o tym, że w Polsce marża na smartfony jest „wielokrotnie większa niż w Niemczech”, a my „jesteśmy przez kogoś nabijani w butelkę”, ale prawda jest chyba trochę inna i trochę mniej oczywista, niż przedstawia to wicepremier.
Ale wiecie co? Zawsze istnieje alternatywa – na stwierdzenie redaktora Roberta Mazurka, który trzeźwo zauważył, że konsumenci w takiej sytuacji będą jeszcze chętniej wybierać elektronikę z Niemiec czy z Chin, padła odpowiedź: „No i będą, bo takie jest życie„. Powiem szczerze, że ta nonszalancja – wobec szeroko zakrojonych prób repatriacji biznesu i obywateli – jest mocno zaskakująca.
Nadzieja w tym, że okoniem do zmian proponowanych przez ministra kultury staje Marek Zagórski, czy szef resortu cyfryzacji. Sam wicepremier Gliński zauważa, że „jeszcze nic nie jest przesądzone”. Zaskakującym jest to, że kolejne podatki i daniny forsuje się w tak trudnym dla wszystkich czasie pandemii – wydaje się, że to wysoce nierozsądne, biorąc pod uwagę polityczne kalkulacje.
Kalkulacje, które przez kolejne kilka tygodni będą przecież piekielnie istotne, czy tego chcemy, czy też nie.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.