>
Kategorie: Gry i aplikacje Longform

Recenzja Cronos: The New Dawn. Bloober udowodnił, że Polacy potrafią robić horrory

Od premiery Cronos: The New Dawn minął już ponad miesiąc. Wreszcie udało mi się go dokończyć, a tym samym przygotowałem dla Was recenzję. Czy jest to nowy pionier gatunku? Czy wciąga? A może twórcy nie podołali? Na te oraz inne pytanie odpowiem już za moment.

Cronos: The New Dawn to najnowsze dzieło krakowskiego studia Bloober Team. Gra budziła już niemałe emocje na długo przed premierą – ludzie doszukiwali się w niej prawowitego spadkobiercy Dead Space’a. Dlatego nawet i po debiucie wielu twórców chętnie porównuje polski survival horror do produkcji opracowanej przez Motive.

Pytanie jednak brzmi: czy Cronos: The New Dawn faktycznie spełnił oczekiwania? Czy otrzymaliśmy tytuł wybitny, który zrewolucjonizował gatunek na nowo?

Zanim przejdę do sedna, polecam zapoznać się z moimi poprzednimi opiniami:

O czym właściwie jest Cronos: The New Dawn?

Opowiada wciągającą i trzymającą w napięciu historię świata, gdzie wybuchła niebezpieczna i szybko rozwijająca się choroba. W efekcie ci, którzy niegdyś nazywani byli ludźmi, stali się bezmyślnymi, zniekształconymi potworami. Pokraczne bestie skazane są na wieczną tułaczkę bez określonego celu.

W tym nieprzychylnym świecie drogę do spełnienia misji torują sobie postaci ubrane w ciężkie skafandry. Zwą się one Podróżnikami. Gracze wcielają się w jedną z nich. Ta kierowana zasadami wyznaczonymi przez Kolektyw lokalizuje wyrwy w czasie, przechodzi przez nie, po czym szuka ludzi, których esencję musi wyekstrahować. Proces powtarza się kilkukrotnie – takie jest powołanie każdego Podróżnika.

Fot. GSMmaniak

Trzeba przyznać Blooberowi, że historia to jeden z najlepszych elementów gry. Mamy tutaj wiele niedopowiedzeń i otwartych furtek. Twórcy nie wpychają odbiorcy rozwiązania do gardeł, tylko liczą na to, że każdy zinterpretuje wydarzenia na własny sposób. Nie brakuje tu fascynujących zwrotów akcji, ani szczegółowo rozwiniętego świata.

Cronos: The New Dawn ma jednak problem w tempie rozgrywki. Przez pierwszą połowę nie ma w ogóle odczucia, że coś dzieje się za szybko lub za wolno. Problem pojawia się dopiero w drugiej połowie – wówczas gra znacznie spowalnia, a wraz z nią zapał. To wszystko dzieje się tylko po to, aby pod koniec znowu przyspieszyć, zaskakując intensywnością.

Projekt lokacji zasługuje na wyróżnienie

Człowiek, poruszając się po zdewastowanej Starej Hucie, czuje, że naprawdę po niej kroczy. Każdy budynek, pomieszczenia, korytarz skrywają w sobie ukrytą wiadomość, którą odkryć można, przyglądając się im z bliska, słuchając audio dzienników oraz czytając rozmieszczone w różnych miejscach notatki.

Fot. GSMmaniak

Poziom szczegółowości zachwyca i sprawia, że człowiek zastanawia się nad znaczeniem wielu obiektów. Wszystko rozgrywa się w PRL-u i to po prostu czuć z niemal każdej strony. Detale, o które pokusili się deweloperzy, są po prostu niesamowite. Przy tym wszystkim zadbano też o zachowanie mrocznego klimatu.

Fot. GSMmaniak

Trzeba jednak podkreślić, że gra jest dość liniowa. Poruszacie się po sznurku, docieracie do nieco bardziej otwartej lokacji z odnogami i tam dopiero macie możliwość zwiedzenia miejsc pobocznych. Czy to źle? Mnie ostatecznie to nie frustrowało, ale na pewno znajdą się tacy, którym się to nie spodoba. Choć warto wspomnieć, że historia w jakiś sposób uzasadnia ograniczony dostęp do Starej Huty.

Cronos: The New Dawn to survival horror z krwi i kości

Zacznijmy od przeciwników. Poza standardowymi “zombiakami” Podróżniczka ma do czynienia z ich zmutowanymi wersjami. Okazuje się bowiem, że potwór, podchodząc do zwłok, jest w stanie się z nimi połączyć, zyskując tym samym na gabarytach oraz sile, co przekłada się na jego większe zdrowie.

Rozwiązaniem przeciwdziałającym temu jest ogień. Kreatury są na niego wrażliwe, a ich martwe ciała po zetknięciu z płomieniem znikają. W praktyce, gdy poruszacie się po większych przestrzeniach, musicie uważnie obserwować otoczenie i pamiętać, gdzie zabijaliście oponentów.

Fot. Bloober Team

Zignorowanie tego faktu może być później druzgocące w skutkach. Efektem niedbalstwa niekiedy będzie konieczność zwyciężenia walki ze zmutowaną i silnie opancerzoną hybrydą. Minusem tego rozwiązania jest fakt, że niekiedy owe potwory są znacznie silniejsze niż bossowie, którzy w grze występują. Ponadto po dłuższym czasie napotykania ich łatwo dojrzeć, że ich pula jest mocno ograniczona – osobiście żałuję, iż Bloober nie pokusił się o wprowadzenie większej liczby wariantów maszkar.

Podczas rozgrywki nieraz poczujecie prawdziwą ciężkość pancerza Podróżniczki. Sprint, choć wystarczający, jest widocznie spowolniony. Ruchy postaci są ograniczone, więc robienie akrobatycznych uników nie wchodzi w grę – gracz musi manewrować protagonistką w taki sposób, aby unikać hord przeciwników.

Cronos w mistrzowski sposób podchodzi do zarządzania zasobami. Nawet ja jako osoba, która uwielbia eksploracje, bywałem zmuszany do unikania części oponentów lub do celowej zmiany taktyki ze względu na ograniczoną amunicję. Twórcy starali się pomóc Podróżniczce, wprowadzając do elementów otoczenia łatwopalne beczki, które nieraz okazywały się bardzo pomocne w przypadku większej liczby przeciwników.

Fot. GSMmaniak

Choć arsenał broni z początku był ograniczony, tak wraz ze zwiedzaniem Starej Huty odblokowywałem kolejne pukawki. W zależności od typu broni i posiadanej amunicji mogłem dostosować swój gameplay. Strzelba najlepsza jest na bliski dystans i przeciwko silniejszym maszkarom. Pistolet dobry jest na daleki dystans i warto korzystać z niego do strzelania w nogi potworów – zdecydowana większość z nich przewraca się. Spośród kilku typów broni każda posiada swój unikalny charakter i możliwości.

Na sam koniec tego segmentu warto wspomnieć, że w przypadku ograniczonej amunicji lub jej braku gracz wcale nie jest bezużyteczny. W grze dostępne są również ataki wręcz oraz kopniaki. Choć nie są one bardzo skuteczne, tak nierzadko pomagały mi w zaoszczędzeniu cennego naboju w trakcie dobijania przeciwnika.

Progresowanie momentami budzi dylematy

Fot. GSMmaniak

Podczas eksploracji znaleźć można rdzenie – te służą do ulepszania Podróżniczki. To dzięki nim zwiększa się poziom zdrowia, pojemność ekwipunku, liczbę noszonych surowców oraz moc gadżetów. Poza nimi łatwo odkryć również energię, która pozwala dokupywać surowce i ulepszać bronie palne.

W Cronosie bardzo podobał mi się moment progresowania, który odbywał się w specjalnie przeznaczonym do tego terminalu. Od samego początku gracz kształtuje swoją Podróżniczkę i w zależności od jakości eksploracji może rozwijać ją w kolejnych kierunkach. Czy zdecyduję się zwiększyć jej HP? A może rozwiążę problem małego ekwipunku, który ostatnio dał się we znaki? Przed takimi dylematami stawałem niejednokrotnie, musząc rezygnować z jednego rozwiązania w poczet drugiego.

To samo tyczy się ulepszeń broni. Jeśli ktoś nie szanuje amunicji, to później będzie zmuszony kupić ją w sklepie, porzucając tym samym szansę na zwiększenie stabilności broni lub zadawanych przez nią obrażeń. Wszystko ma swoje konsekwencje, o czym Cronos regularnie przypomina.

O większości bossów zdążyłem już zapomnieć

Gdybym miał wskazać największy minus Cronosa, to bez dwóch zdań byliby to bossowie. Nie chodzi o to, że są oni źle zbalansowani, czy pełni bugów – pod tym względem są oni poprawni. Chodzi o to, że widocznie w Blooberze nikt nie miał na nich większego pomysłu.

Fot. GSMmaniak

W trakcie walki z nimi nie czułem nic. Nie wymagali oni ode mnie obierania wyjątkowej taktyki. Traktowałem ich jak zwykłych oponentów, tyle że z większym paskiem zdrowia. Niestety w 3-4 przypadkach walka wyglądała niemal identycznie, mimo iż fizycznie bossowie się od siebie różnili. Cała potyczka polegała na łażeniu w kółko, podpalaniu ich, strzelaniu i wielokrotnym powtarzaniu procesu, aż do ich śmierci.

Dopiero dwóch ostatnich bossów było innych, wymagali nieco innego podejścia i byli miłym zaskoczeniem. Wielka szkoda, że Bloober nie zdecydował się eksperymentować z tą formą oponentów. Bo tak jak wspominałem wcześniej, nierzadko zdarzało się, że zwykli przeciwnicy potrafili narobić większych problemów niż bossowie.

Brak sprawczości boli

Cronos w pewnych momentach historii wprowadza opcje decyzyjne. Najczęściej są to dwie różne opcje A oraz B – problem polega na tym, że zazwyczaj różnią się one między sobą kosmetycznie. Tym bardziej jest to przykre, gdyż wybór zakończenia polega dosłownie na tym samym, czyli na wyborze jednej z dwóch lub jednej z trzech opcji (w przypadku Nowej Gry +).

Fot. GSMmaniak

Koniec końców eksploracja, styl rozgrywki czy podjęte decyzje nie mają wpływu na przebieg historii, a szkoda. Mam wrażenie, że całość byłaby wtedy jeszcze lepsza. W końcu finał niesamowicie łączy ze sobą wszystkie wątki, pozostawiając gracza z niedosytem i wciąż otwartymi pytaniami.

Podsumowanie Cronos: The New Dawn

Fot. GSMmaniak

Cronos to podróż przez czas i zepsucie. To historia pełna tajemnic i niewypowiedzianych słów. Gra nie podaje wszystkiego na tacy, tylko zachęca do odkrywania fabuły na własną rękę – czy to w trakcie eksploracji i przyglądaniu się otoczeniu, czy to podczas odsłuchiwania dzienników audio oraz czytania notatek.

Całość osadzona w postapokaliptycznej Starej Hucie nadaje wszystkiemu wyjątkowego klimatu. Kapitalne udźwiękowienie i stylistyka rodzą emocje, które jeszcze na długo zostają w pamięci po zakończeniu rozgrywki. Jest mrocznie, bezwzględnie i co najważniejsze, niezwykle przekonująco, a to wszystko dzięki pisarzom i artystom, którzy wykreowali przemyślany świat.

Produkcja jest ciężka, ale w dobrym znaczeniu. Każdy błąd kosztuje i wymaga szybkiego zrehabilitowania się. Postać jest ciężka i należy wykorzystać to na własną korzyść, ucząc się, jak unikać ataków oponentów. Rozwijanie arsenału oraz Podróżniczki jest satysfakcjonujące i momentami stanowi nie lada wyzwanie.

Cronos: The New Dawn nie wymyślił koła na nowo, aczkolwiek umiejętnie skorzystał z rozwiązań znanych z gatunku. Twórcy nie bali się też osadzić całości w odważnym i momentami pokręconym świecie. To solidny survival horror, który – biorąc pod uwagę konkurencję – nie ma się czego wstydzić. Grę tę oceniam na 7,5 / 10. Bez dwóch zdań warto kupić ją nawet w bazowej cenie wynoszącej 229,99 zł.

Piotr Kaniewski

Najnowsze artykuły

  • Longform
  • Telefony

Oto, co niekiedy znaczą aktualne poprawki bezpieczeństwa

Jak ważne jest wsparcie aktualizacjami telefonu? Czasami jest to coś, co decyduje o życiu lub…

20 listopada 2025
  • iQOO
  • Newsy
  • Telefony

Kolejny kompaktowy telefon może zostać anulowany. Szkoda – to mógłby być świetny telefon

Kompaktowy telefon z przepotężną baterią oraz z rewelacyjną specyfikacją może jednak zostać anulowany. Mowa tu…

20 listopada 2025
  • Newsy
  • Telefony

Flagowiec Apple za 6000 złotych znowu z problemami. Kontrola jakości coraz gorsza?

Wydawałoby się, że Apple to synonim dbałości o każdy detal i skrupulatnej kontroli jakości. Tymczasem…

20 listopada 2025
  • Promocje

Ten promocyjny model bije na głowę markę JBL, Xiaomi oraz Samsunga. Za 374 złote nie znajdziesz lepszego głośnika

Jeden z najciekawszych głośników do 500 złotych doczekał się w Polsce przyjaznej przeceny. Niejaki Soundcore…

20 listopada 2025
  • Operatorzy
  • Orange

HA HA HA, takiej „promocji” Black Friday jeszcze nie widziałeś. Po prostu wstyd

Akcje promocyjne Black Friday od zawsze wzbudzały emocje. I prawidłowo, gdyż nie zawsze czarnopiątkowe "okazje"…

20 listopada 2025
  • Newsy
  • Technologie

Już wiadomo, czemu połowa internetu nie działała. To nie był atak DDoS

Ogromna awaria Cloudflare sparaliżowała tysiące stron i aplikacji. Początkowo podejrzewano potężny atak DDoS, ale rzeczywista…

20 listopada 2025