Dziś smartfony z 2 ekranami nie wzbudzają już aż takiej sensacji, jak kilka lat temu. Sam miałem kiedyś telefon z 2 wyświetlaczami, choć było to na długo przed pojawieniem się elastycznych smartfonów. Być może nie pamiętasz wynalazku Meizu Pro 7, ale właśnie miał coś, co go wyróżniało na tle konkurencji – dodatkowy ekran AMOLED na tylnej obudowie.
Dziś marka Meizu jest niemal całkowicie zapomniana, a szkoda, bo miała fajne smartfony. Sam przez ponad 1,5 roku użytkowałem nietuzinkowego Meizu Pro 7. Kupiłem go w okolicach października-listopada 2018 roku, a wymieniłem na inny model wiosną 2020. Pod wieloma względami był to mój najlepszy telefon.
Meizu Pro 7 z 2 ekranami
W momencie zakupu Meizu Pro 7 telefon ten nie był ostatnią nowością. Debiutował na rynku w wakacje 2017 roku i kosztował mnie bodajże 1199 złotych. Miałem dylemat, czy dołożyć jakieś 300-400 zł do LG G6 dostępnego w promocji, czy… wybrać czaderskiego Meizu Pro 7. Dziś muszę przyznać, że dodatkowy AMOLED mnie kupił.
Przy okazji zyskałem te parę stów w kieszeni (tak przy okazji, czy wyobrażasz sobie dziś zakup rocznego eksflagowca za ~1600 zł?), a do tego zyskałem telefon, którym wyróżniałem się z tłumu. Przy okazji miał niezłą jak na tamte czasy specyfikację, choć nie był pozbawiony wad.
Zacznę od mocnych stron: główny Super AMOLED 5,2″ w Full HD+ (~423 ppi) był po prostu świetny. Owszem, okalały go od góry i dołu spore ramki jak Galaxy S6/S7 czy ówczesnych flagowych Honorach, ale przynajmniej mogłem swobodnie operować telefonem jednym palcem. Takiej wygody nie mam dziś nawet na Galaxy S23. Odnoszę też wrażenie, że czułość ekranu była większa niż w jego następcy, a był nim Huawei P30. Podobała mi się też praca fizycznego klawisza z czytnikiem linii papilarnych pod ekranem. Dysk 64 GB był jak na tamte czasy więcej niż wystarczający.
A nie był to jedyny wyświetlacz. Z tyłu znalazło się miejsce na 2-calowy dotykowy AMOLED. Pokazywał on m.in. aktualną godzinę i pogodę, choć możliwości konfiguracyjnych nie było zbyt wiele. Świetnie sprawdzał się za to jako ekran do selfie! Nie trzeba było robić ich przednim aparatem, lecz głównym, a odpowiednio naciskając dodatkowy ekran, aktywował się samowyzwalacz.
A skoro o aparatach mowa, to w belce na froncie umieszczono obiektyw 16 MP, z tyłu zaś był podwójny moduł 2x 12 MP. Robił on całkiem przyzwoite zdjęcia, choć gorsze niż np. droższy Samsung Galaxy S7. Całość zamknięta była w rzadko dziś spotykanej metalowej obudowie.
Słabsze strony smartfona
Meizu Pro 7 nie był jednak telefonem idealnym. Ba – do ideału było mu daleko, choć był niesamowicie wygodny w użytkowaniu.
Do największych minusów musiałbym zaliczyć software, który miał mnóstwo niedoróbek. Zresztą całe Meizu było z tego niestety znane. Przez 1,5 roku dostałem bodaj aż 2 (!) aktualizacje systemowe, w dodatku raczej z mniejszego kalibru. Ale to nie wszystko.
Kolejną bolączką był MediaTek Helio P25, choć ratowało go trochę 4 GB RAM-u (takie czasy). To ośmiordzeniowa jednostka taktowana zegarem do 2,40 GHz, która – o ile dobrze pamiętam – czasami się przegrzewała. Najgorsze w tym wszystkim były jednak zwiechy telefonu, który potrafił się zaciąć średnio raz na miesiąc. Zawsze konieczny był reset, ale raz mój Pro 7 zwiesił się podczas samego resetowania… Telefon nie dawał odznak życia przez chyba pół godziny, byłem przekonany, że już po nim. Ostatecznie jakoś wrócił do żywych.
Telefon wymieniłem na eksflagowego Huawei P30 po Wielkanocy 2020. Wszystko przez pechowy upadek z kieszeni na bruk. Niestety Meizu nie miał założonego etui, a wystarczyło 30 cm, aby jego ładny Super AMOLED pękł. Na szczęście ekran się nie wylał, ale postanowiłem wtedy zamówić nowego smartfona, a tego oddać Tacie (tak jak on mi oddał jakieś 20 lat temu Sony Ericssona T610i po zalaniu kawą). Co ciekawe, korzystał z niego chyba przez 4 lata!
Ze słabszych stron muszę też zaliczyć także baterię o wielkości zaledwie 3000 mAh. Często musiałem ładować Meizu i rano, i wieczorem tego samego dnia.
Podsumowując: gdyby Meizu Pro 7 miał mocniejszy układ CPU, dopieszczony soft i większą baterię (i gdybym go nie rozbił), to pewnie miałbym go dłużej niż kilkanaście miesięcy. Z jednej strony był to mój najwygodniejszy smartfon, z drugiej zaś jednocześnie ten, który najczęściej się zwieszał (a miewałem w przeszłości znacznie słabsze fony) i zarazem jedyny, którego w jakiś sposób uszkodziłem. Mimo jego wad mam do niego spory sentyment.
Jeżeli szukasz – oczywiście współczesnego – telefonu z 2 ekranami, to zobacz jaki składany smartfon kupić w 2025 roku.
Źródło: Meizu, fot. własne
Na stronie mogą występować linki afiliacyjne lub reklamowe.








