Google Pixel 9 Pro / fot. Paweł Łaz, techManiaK.pl
Prawie rok temu, kiedy pojawił się mój test Google Pixel 9 Pro, wypowiadałem się w większości pozytywnie o tym modelu. Jak jednak wygląda on w moich oczach prawie rok po premierze? Zapraszam na tekst, w którym podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami po długofalowym testowaniu tego modelu. Czy warto go teraz kupić?
Spis treści
Google Pixel 9 Pro nie był zaraz po premierze smartfonem idealnym, ale zdecydowanie miał mocne karty w ręku. Jak to telefony tego producenta, przede wszystkim w obszarze fotograficznym. Jak to, ale nie tylko, wygląda po prawie roku od premiery? Zapraszam na recenzję Google Pixel 9 Pro po długofalowym sprawdzeniu.
Omawiany model startował z poziomu 4949 złotych, chociaż patrząc na konkurencję, to raczej „zwyczajna” wycena. Obecnie jesteśmy go w stanie kupić za 3300 złotych, chociaż na częstych promocjach, kwota ta coraz częściej spada bliżej 3000 PLN.
Cena spadła więc o 1/3, czyli w zasadzie standardowa droga ceny smartfonów od Google. Niespecjalnie dobrze trzymają one swoją wartość.
Przede wszystkim nie będzie tutaj nowych testów syntetycznych. Skupiłem się w przypadku tego artykułu na omówieniu kwestii, które w jakiś sposób się zmieniły — chociażby za sprawą aktualizacji, czy zwyczajnie upływu czasu. Będzie więc o wyświetlaczu i jego możliwościach w codziennym użytkowaniu, aparacie — bo to właśnie w nim można upatrywać największego plusa z premierowego testu — czy ogólnie rozumianej wydajności.
W końcu ta też mogła się za sprawą aktualizacji zmienić w jakimś stopniu, ale głównie w obrębie „poczucia płynności” chociażby. No i najważniejsze — jak tam trzyma się prawie rok później bateria? Nie przedłużając, lećmy od pierwszego tematu.
Sprzęt do testów dostarczyła firma Google, za co serdecznie dziękujemy. Nie miało to jednak wpływu na ocenę omawianego urządzenia.
I pewnie zapytacie „Jak to? Przecież generalnie chwaliłeś jego możliwości.” – i oczywiście, tak było. Przy bliższym poznaniu jednak jedną z tych rzeczy, które na co dzień dają się we znaki, jest automatyczne dostosowywanie jasności. Po pierwsze, jest ono stosunkowo wolne — zanim sensory zaczytają poziom światła w otaczającym nas miejscu, a smartfon to przetworzy i dostosuje jasność ekranu, mijają „lata”.
Czasami automatyczna jasność jest w stanie zwyczajnie wariować, błędnie interpretując poziom jasności otoczenia. Zdarza się to tak za dnia, jak i w nocy, odpowiednio albo ściemniając lub rozświetlając ekran w sytuacji, kiedy powinna nastąpić odwrotna akcja. Inną kwestią są także możliwości w obecnym, letnim otoczeniu, w kontekście maksymalnej jasności omawianego panelu.
W testach wyszły wartości, które naprawdę można uznać za satysfakcjonujące. Na co dzień w tamtym czasie także nie zauważyłem problemów, by — tak, jak to ma miejsce obecnie — smartfon często nie oferował zbyt długo tej maksymalnej jasności w letnim słońcu.
Może to wynikać z temperatur, bo — jak wiemy — nie jest to specjalnie chłodny telefon. W zakresie ekranu to jednak jedyne zmiany (czy to działania, czy opinii), jakie dla Was mam.
W kontekście wsparcia aktualizacjami nie ma co do Google mieć zastrzeżeń — przynajmniej w kontekście ich częstotliwości. Były przypadki, kiedy to niektóre aktualizacje potrafiły „uceglać” Pixele, jednak zdarza się to w zasadzie wszystkim producentom.
W moim przypadku żadna aktualizacja, którą otrzymałem przez ten prawie rok od premiery, nie wyrządziła szkód. A przynajmniej nie zauważyłem tego.
Przez ten czas dodano też trochę nowych funkcjonalności. Rozwijane jest coraz bardziej Gemini (jako asystent AI), czy oczywiście funkcje aparatu. Jedną z nich jest możliwość sparowania ze sobą wielu Pixeli, tak, by odpalić równo na nich nagrywanie, czy zrobić w tym samym czasie zdjęcie. Ciekawy i potencjalnie przydatny ficzer, jednak nie zachęcił mnie na tyle, by go wypróbować w praktyce.
Które raczej nie były spowodowane konkretnymi aktualizacjami, bo występowały w naprawdę różnych momentach i sytuacjach, a niektóre występują do dzisiaj. Jednym z najbardziej irytujących jest zbugowanie się skrótu „home” na ekranie blokady. Po przypadkowym wywołaniu tego skrótu telefon dostaje czasem takiego pie… zawrotu głowy, że pomaga tylko restart.
Czy prócz niego były — bądź są — jakieś, które szczególnie zapadły mi w pamięć? W zasadzie prócz tego jednego to raczej nie. To, że występują jakieś pojedyncze, małe bugi, które szybko są łatane, bądź nie wpływają na komfort użytkowania smartfona w znaczny sposób, da się wybaczyć. Chociaż w telefonie od „twórcy Androida”, powinny być one zwyczajnie rzadkie.
Cóż, to zależy, ale jak na Pixela (patrząc na to, jak sprawował się Pixel 8), to zdecydowanie poprawa, którą zauważyłem na premierę, utrzymała się także przez kolejny rok. Nie dostrzegłem także, by akumulator w jakiś widoczny sposób „się zużył”. Nie traktowałem go ani ulgowo, ani też „przesadnie źle”. Często jednak doładowywałem go z różnych względów i tutaj wchodzi oczywiście niespecjalnie szybkie ładowanie.
Nie jest ono jednak — jak dla mnie — tak dużą kulą u nogi, jak mogłoby się wydawać. Często podłączenie telefonu na 15 minut wystarczało, by dostać te ~20-30% akumulatora z powrotem, pod warunkiem ładowania ze stanu paru(nastu) procent.
To w moim przypadku często wystarczało, bo była opcja podładować go jeszcze przykładowo w samochodzie, jeżeli z takowego akurat korzystałem.
Mimo wszystko, gdyby znalazło się tu — nie wiem – 60 W ładowanie, to zdecydowanie nikt by nie narzekał. Teraz jednak wiemy, że i seria Google Pixel 10 nie zmieni raczej niczego w tym zakresie — a szkoda.
Czy uważam się za typowego power-usera? Nie, aczkolwiek zdecydowanie są momenty, w których się w takiego zamieniam, kiedy potrzebuję całej mocy użytkowanego telefonu. W takich momentach omawiany telefon może nie wyrabiać, czego nie dało się pierwotnie wyczuć w takim stopniu, jak mogę o tym mówić po roku od jego premiery.
Oczywiście, wpływ na to ma wiele rzeczy — od obecnego throttlingu, który jest zdecydowanie spory, przez to, że 128 GB pamięci w moim przypadku jest niewystarczające. Sprawia to, że często telefon ten jest „załadowany pod korek” w kontekście pamięci. Inną kwestią jest na pewno optymalizacja Tensora i jego „czysta wydajność”, która zdecydowanie nie zachwycała na premierę i tym bardziej nie robi tego teraz.
Częste przeładowywanie aplikacji, zamiast wczytania ich z RAM-u, niekiedy „bugi” w stylu zwiechy i restartu interfejsu nie są ani specjalnie rzadkie, ani bardzo częste. Występują i potrafią uprzykrzyć życie, chociaż z pozoru mamy do czynienia ze zdecydowanie flagowym telefonem.
Ten element jednak flagowy nie jest, choć mocno próbował być. To wszystko wpływa także na działanie aparatu.
I już tłumaczę — nie chodzi o efekt końcowy zrobionego zdjęcia, a o inne aspekty. Głównie o płynność działania aplikacji aparatu, na którą narzekałem już w premierowym teście Google Pixel 9 Pro. Wraz z czasem było to coraz większym problemem, ale nie ze względu na to, że coś się zmieniało w działaniu urządzenia — raczej coraz bardziej mnie to zwyczajnie irytowało.
W fotografii liczy się czasami ten ułamek sekundy, którego omawiane urządzenie często nie było w stanie uchwycić.
Płynność tej aplikacji w omawianym urządzeniu jest czasami zatrważająco słaba. Niekiedy buguje się ona w sposób, w którym nie da się jej zwyczajnie użyć przez jakiś czas. To drugie nie jest tak częste, ale nadal irytuje — zwłaszcza mnie, czyli osobę, która z tego aparatu w telefonie korzysta zwyczajnie bardzo dużo.
Nie mogę się przyczepić do tego, jak jakościowo to wszystko się prezentuje „rok później”, aczkolwiek — jak zresztą widać — są aspekty, które kuleją tak samo, jak kulały na premierze.
Inną kwestią jest „zapamiętywanie ustawień” przez tę aplikację, a raczej nie czynienie tego. Nawet nie chodzi o to, że włączymy aparat, ustawimy coś i po jakimś dłuższym czasie to się przestawi — nie.
Chodzi o to, że wystarczy często coś sobie ustawić, przejść na dosłownie chwilę do innej aplikacji, wrócić, a tam czeka na nas ustawianie od nowa. To zapewne wiąże się z tym, jak Pixel 9 Pro zarządza RAM-em, a robi to słabo — choć lepiej od poprzednika.
Długość wsparcia to nadal bardzo istotna kwestia, która się nie zmieniła — tak samo, jak wysoka jakość wykonania, chociaż tutaj muszę przyznać, że noszenie go w etui nie było najlepszym pomysłem.
Jak jesteście w stanie się domyśleć, dostające się „Bóg wie” jaką drogą drobinki porysowały korpus. Jakość audio również dalej stoi na wysokim poziomie i to samo tyczy się całego działania aparatu w zakresie finalnego zdjęcia, czy nagrania. Jakość — TOP, dalej to jest TOP.
To już sporo tańszy telefon, niżeli na premierze. Nie ulega też wątpliwościom, że w ciągu najbliższego miesiąca, model ten będzie przeceniony poniżej 3000 złotych — w końcu nowy flagowiec za rogiem.
Czy jednak Pixel 9 Pro warty jest tego, by się nad nim pochylić? Tak, zdania co do tego nie zmieniłem, jednak pewien jestem, że powinniście decyzję o jego ewentualnym zakupie, bardzo dobrze przemyśleć.
Niektóre jego wady zostaną z nim „na zawsze”, nawet jeżeli są to teoretycznie błędy oprogramowania. Przynajmniej przez rok — tak jak pisałem w tym tekście — w niektórych aspektach zwyczajnie nic się nie zmieniło na lepsze. W takich, gdzie aktualizacja powinna załatwić sprawę. Jeżeli przede wszystkim chcecie telefon, który oferuje:
I jesteście w stanie zaakceptować te minusy, o których mówiłem tutaj oraz w premierowym teście tego modelu, to zdecydowanie warto się nim zainteresować. Jeżeli nie jesteście pewni, to pamiętajcie, że w przypadku zakupu od firmy, macie te 2-tygodnie czasu na sprawdzenie nowo zakupionego telefonu. Tylko uważajcie, by go gdzieś nie porysować przez ten czas.
Reasumując – ciekaw jestem, czy owe wady zostaną poprawione w Pixelu 10 Pro.
https://www.gsmmaniak.pl/1514008/google-pixel-9-pro-test-recenzja/
Na stronie mogą występować linki afiliacyjne lub reklamowe.
Pisaliśmy Wam o tym już kilkukrotnie, ale GOG to jedna z najlepszych platform organizująca promocje…
Smartfony marki Motorola często są oferowane w bardzo konkurencyjnych cenach. W tym przypadku ceny zostały…
Azjatycki Asus kojarzy się głównie z laptopami, ale oferuje także udane smartfony. Wśród nich są…
Nawet złodzieje smartfonów nie są zainteresowani smartfonami z Androidem. Nawet Samsung odpada – dla nich…
Premiera POCO F8 Ultra w Polsce odbędzie się już w przyszłym tygodniu. Przed tym terminem…
Już pod koniec listopada w aplikacji mObywatel pojawią się kolejne nowe dokumenty. Tym razem skorzystają…