Poniedziałek 15 sierpnia przyniósł nam wiadomość, której praktycznie nikt się nie spodziewał. Mowa tu o planowanym przejęciu Motoroli (a dokładnie Motoroli Mobility) przez amerykańskiego giganta, firmę Google. Sprawa wypłynęła bardzo nieoczekiwanie i zaskoczyła większość analityków i dziennikarzy branżowych. Ktoś może powiedzieć, iż pół roku temu przerabialiśmy podobny scenariusz w przypadku Nokii i Microsoftu i takie sytuacje nie powinny nas już dziwić. Jednak to, co zaszło na amerykańskim rynku zaskoczyło nawet wysoko postawionych pracowników Motoroli i Google.
Powiem szczerze, iż po włączeniu komputera w poniedziałkowe popołudnie i przejrzeniu najnowszych branżowych doniesień, byłem naprawdę zdumiony. Nagle cały sektor IT zaczął żyć największą inwestycją w historii internetowego giganta. Inwestycją, na którą nie wskazywały wcześniej żadne przecieki. W przypadku Microsoftu i Nokii także próbowano zachować tajemnicę do dnia ogłoszenia decyzji o szeroko zakrojonej współpracy, ale nie do końca się to udało. Branżowi analitycy, a zwłaszcza dobrze już nam znany Eldar Murtazin, już pod koniec roku 2010 zapowiadali podpisanie umowy między największym na świecie producentem oprogramowania a fińską legendą. I plotki te potwierdziły się. A co z Motorolą? Czy z ostatnich doniesień nie można było wywnioskować, iż firma zamierza podjąć radykalne kroki. Otóż można było.
Całkiem niedawno informowaliśmy Was, iż CEO Motoroli Sanjay Jha nieśmiało wspominał o możliwej współpracy z Microsoftem i wypuszczeniu na rynek smartfonów z systemem operacyjnym Windows Phone. Menedżer stawiał jednak pewne warunki – jego korporacja miałaby otrzymać taki sam status co Nokia. Mówiąc krótko: Jha liczył na spore przywileje i wsparcie finansowe dla Motoroli w zamian za pomoc w rozpowszechnianiu mobilnej platformy Microsoftu. Niedługo potem CEO wypowiedział się w ostrzejszym tonie w kwestii opłat licencyjnych od pozostałych producentów, konstruujących smartfony z systemem operacyjnym Android. Motorola mogłaby w ten sposób nieźle zarobić i zapewnić sobie mocną pozycję w branży – zwłaszcza wśród firm produkujących słuchawki z mobilną platformą Google. Eksperci zauważyli wówczas, iż wywołanie konfliktu między sojusznikami Google mogłoby się odbić negatywnie na rozwoju Androida.
Po lekturze powyższego akapitu można dojść do wniosku, iż Motorola oddaliła się od Google na rzecz Microsoftu. I to właśnie gigant z Redmond mógłby dokonać przejęcia. Okazuje się, iż decyzja tego typu wisiała już powietrzu. Jeden z zagranicznych serwisów internetowych przekonywał, że Motorola prowadziła rozmowy z kilkoma korporacjami – w tym także z imperium zarządzanym przez Steve’a Ballmera. Microsoft ponoć zainteresowany był głównie patentami Motoroli. A tych jest niemało, bo aż 17 tys. Gdyby trafiły one w ręce decydentów z Microsoftu, to sytuacja Androida uległaby znacznemu pogorszeniu. Firma z Redmond z pewnością wykorzystałaby patenty do walki o lepszą rynkową pozycję systemu Windows Phone. Motorola jako producent telefonów ponoć ich nie interesowała. I w tym momencie prawdopodobnie dochodzimy do sedna sprawy – u podstaw szybkich działań Google leżą wojny patentowe.
Branżowa plotka głosi, iż Google przystąpiła do rozmów z Motorolą zaledwie miesiąc temu. Jeśli weźmiemy pod uwagę sumy, jakie wchodzą w grę przy transakcjach tego typu, to widać czarno na białym, iż komuś bardzo się spieszyło i zależało na przejęciu amerykańskiego producenta smartfonów. Jednocześnie sprawa miała być utrzymywana w tajemnicy do momentu ogłoszenia decyzji o kupnie. Rozmowy prowadzili głównie Larry Page, Sanjay Jha oraz kilku menedżerów z najwyższego szczebla obu firm. Plotka głosi, iż Andy Rubin, osoba odpowiedzialna za rozwój Androida w korporacji Google, dowiedział się o transakcji na krótko przed jej oficjalnym anonsem.
Wspominałem już, że u podstaw decyzji o zakupie Motoroli mogą leżeć wojny patentowe. Zarówno te, które toczą się w tej chwili, jak i te, do których szykuje się od kilku miesięcy cała branża IT. I jeśli mamy spojrzeć na rzecz obiektywnie, to trzeba przyznać, iż firmie Google nie wiodło się ostatnio na tym polu. Nasi czytelnicy pamiętają zapewne zawirowania towarzyszące przejęciu patentów firmy Nortel. Google przymierzało się do zakupu patentów kanadyjskiego bankruta i głośno mówiło się w branży, iż na ten cel gotowe jest wyłożyć 900 mln dolarów. Przez chwilę wydawało się, że jest to suma, która odstraszy potencjalnych konkurentów. I być może tak by się stało, gdyby chodziło o pojedynczych graczy. Giganci postanowili się jednak zjednoczyć. Na czele potężnego konsorcjum stanęły firmy Microsoft, Apple i RIM, które dysponowały budżetem w wysokości 4,5 mld dolarów. Właśnie tyle przeznaczono na zakup technologii firmy Nortel. Google pozostało niezaspokojone i musiało obejść się smakiem.
To przelało czarę goryczy w Google i przedstawiciele internetowego giganta postanowili dać upust swoim emocjom. Jeden z konsultantów prawnych korporacji – Kent Walker w ostrych słowach wypowiedział się na temat obecnego systemu patentowego (nie można nie przyznać mu w tej kwestii racji) i porównał sytuację do talerza makaronu, w którym wszystkie nitki tworzą bezkształtną, a co za tym idzie problematyczną, masę. Kolejny prawnik Gogle – David Drummond – przekonywał, iż konkurenci jego korporacji nie są w stanie zagrozić firmie w uczciwej rywalizacji i zazdroszczą internetowemu potentatowi sukcesów. Dlatego uciekają się do nieczystych zagrań. Niespodziewany sukces Androida, zdaniem Drummonda doprowadził nie tylko do niebywałego rozwoju smartfonów i przeróżnych aplikacji, ale także do agresywnej kampanii przeciw tej platformie mobilnej. Prawnik przekonywał, iż niechęć musiała być ogromna, ponieważ zjednoczyła ona odwiecznych wrogów w postaci Microsoftu i Apple, którzy teraz zamierzają korzystać z fikcyjnych patentów.
Na słowa te ostro zareagował Brad Smith – przedstawiciel działu prawnego Microsoftu. Smith przekonywał, że jego firma zaproponowała Google wspólne nabycie patentów należących do Novell (kolejne wielkie patentowe portfolio, o które toczyły się boje), ale uzyskali negatywną odpowiedź. Wiceprezes Microsoftu (Frank Show) opublikował nawet dokument, podpisany przez zarząd Google, z którego wynika, iż korporacja z Mountain View rezygnuje ze wspólnego zakupu patentów. Wydawało się wówczas, że sprawa wygląda dość klarownie a internetowy gigant może mieć pretensje wyłączenie do siebie. Jednak, gdy gra toczy się o miliardy dolarów, nic nie jest takie oczywiste i wszystkie ruchy są dozwolone.
Po prezentacji wspomnianego dokumentu, David Drummond określił całą sprawę jako wybieg, mający na celu zdyskredytowanie Google. Jednocześnie stwierdził on, iż w przypadku zakupu patentów firmy Novell z innymi korporacjami, jego pracodawca nie mógłby wykorzystać nabytych praw do obrony swej platformy mobilnej, ponieważ Microsoft miałby do tych technologii takie samo prawo. Tym samym byłyby to pieniądze wyrzucone w błoto. Na reakcję Microsoftu nie musieliśmy długo czekać – przywoływany już Frank Show zaczął wówczas głośno pytać o cel przejęcia technologii firmy Novell przez Google. Czy aby na pewno chodzi tu o obronę Androida? Zdaniem wiceprezesa największego na świecie producenta oprogramowania, głównym zadaniem miał być jednak atak i poważne podcięcie skrzydeł konkurencji. W tym celu, Google musiałoby stać się jedynym właścicielem wspomnianych patentów.
Jak widać, Google otrzymało ostatnio dwa poważne ciosy, które ewidentnie osłabiają pozycję firmy przed starciem gigantów w wojnie patentowej. Przedstawiciele korporacji wyrazili nadzieję, iż amerykańskie organy antymonopolowe nie dopuszczą do przejęcia patentów firmy Nortel przez świeżo zawiązany sojusz. Jednocześnie dali oni do zrozumienia, że w celach samoobrony stworzą własny pakiet patentów, a pomogą w tym dwaj sojusznicy – Samsung i Motorola. Jak widać, Google nie rzucało słów na wiatr.
Zaraz po ogłoszeniu decyzji o przejęciu Motoroli, eksperci branżowi zaczęli analizować warunki transakcji, jak i możliwe następstwa tej umowy. Już na samym początku okazało się, iż internetowy gigant zapłaci za amerykańskiego producenta smartfonów 12,5 mld dolarów (40 dolarów za każdą akcję Motoroli). To aż o 63% więcej niż wynosi kapitalizacja Motoroli. Już w trzy godziny po ogłoszeniu decyzji cena akcji Google spadła o 1%, a papiery wartościowe Motoroli podrożały o 57%.
Po przejęciu, Motorola ma otrzymać status niezależnego oddziału Google. Jednak według zapewnień decydentów internetowego giganta, nie wpłynie to na rozwój Androida, jako platformy otwartej. Motorola nadal będzie uiszczać opłaty licencyjne, a kod Androida pozostanie ogólnodostępnym. Amerykański producent ma się przy tym rozwijać samodzielnie. Po co zatem całe to zamieszanie i wydawanie kilkunastu miliardów dolarów?
Oficjalne komunikaty donoszą, iż przejęcie zdynamizuje rozwój platformy mobilnej, zwiększy konkurencję na rynku i zapewni użytkownikom cały szereg nowych rozwiązań. Można by wręcz rzecz, że skorzystają na tym głównie klienci, którzy otrzymają nowoczesne urządzenia i świetnej jakości oprogramowanie do nich. Zadowolenia z transakcji nie krył Larry Page, dość wnikliwie komentujący całą sprawę na swym blogu. Wspomina on m.in. o turbodoładowaniu, jakie Android otrzyma teraz od Google. Dodatkowy napęd ma przynieść korzyści użytkownikom, partnerom firmy i programistom. Pojawiają się także słowa mówiące o pasowaniu do siebie obu firm. W podobnym duchu zaczął się także wypowiadać Sanjay Jha – CEO Motoroli, który kilka miesięcy temu narzekał na otwartość Android Marketu (uznajmy to za konstruktywną krytykę).
CEO Google nie zapomniał jednak o sprawie podstawowej – patentach. Page wspomniał o konieczności obrony Google przed atakami ze strony Microsoftu i Apple. Korporacja z Mountain View, przejmując Motorolę znacznie poszerzyła swoje patentowe portfolio, co w znacznym stopniu wzmocni zielonego robota. Ale czy rzeczywiście? Transakcje tego typu są w stanie zagrozić branżowym potentatom? Eksperci uważają, że tak, a największym przegranym będzie w tym wypadku Apple, które nagle zyskało wielkiego konkurenta na rynku smartfonów. I to konkurenta dysponującego wszystkimi niezbędnymi narzędziami w walce o rynkowe udziały. Ktoś może spytać: a co z Microsoftem i Nokią? Przecież i oni muszą teraz wytężyć swe siły.
Przedstawiciele Microsoftu i Nokii wypowiedzieli się na temat transakcji niedługo po jej ogłoszeniu. Firmy pogratulowały Google i jednocześnie wyraziły zachwyt nad swymi wcześniejszymi ruchami. Pracownicy Nokii przekonywali, iż przejecie Motoroli utwierdza ich w przekonaniu, że decyzja o wyborze systemu operacyjnego Windows Phone jako głównej platformy mobilnej była słusznym posunięciem. Nowa sytuacja ma być swoistym katalizatorem dla rozwoju ekosystemu Microsoftu. Warto przy tym podkreślić, iż po ogłoszeniu transakcji, akcje Nokii poszły ostro do góry. W trakcie poniedziałkowego notowania podrożały one o ponad 10%, mimo iż od początku roku zanotowały już 45% spadek wartości. Widać zatem, że aura towarzysząca przejęciu faktycznie sprzyja Finom. A co z Microsoftem?
Wypowiedź przedstawiciela korporacji z Redmond była już bardziej zawiła. Przedstawiciel firmy – Andy Lees – przekonywał, iż platforma Windows Phone stanie się jedynym systemem operacyjny, który zapewni równe możliwości wszystkim potencjalnym partnerom Microsoftu. Na tle sojuszu zawartego z Nokią na początku roku, brzmi to co najmniej dziwnie.
Warto jeszcze rzucić okiem na pozostałych producentów, tworzących sprzęt dla platformy Google. Przedstawiciele Samsunga, HTC, Sony Ericsson i LG stosunkowo szybko zareagowali na doniesienia płynące od Google i wystosowali komunikaty, które były do siebie bardzo podobne. Wyrażały one zadowolenie z podpisanej umowy. Zdaniem producentów, Google zademonstrowało, iż jest w stanie bronić OS Android i swoich partnerów przed patentowymi atakami ze strony konkurencji. Tak brzmi oficjalne zdanie. A jak wyglądają realia?
W ubiegłym tygodniu Stephen Elop – CEO Nokii – przestrzegł pozostałych producentów smartfonów z Androidem, iż uprzywilejowana pozycja Motoroli może poważnie wpłynąć na wyniki ich sprzedaży i dalsze losy smartfonów z zielonym robotem. Mimo iż rola Elopa jest tu dość jasna i czarno na białym widać, że prezes fińskiej firmy chce zasiać ziarno nieufności i skłócić obecnych partnerów, to z pewnością trzeba mu przyznać trochę racji. Motorola z pewnością będzie się cieszyć specjalnymi względami we „współpracy” z Google i nie zmienią tego nawet najszczerzej brzmiące komunikaty o lojalności ze strony internetowej korporacji. Branża IT wchodzi w nową epokę i wszyscy muszą to zaakceptować.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.