Wystarczy w tym miejscu wspomnieć o iPadzie mini. Steve Jobs był mu przeciwny (choć na ten temat krążą już różne wersje), a jednak firma zdecydowała się na takie rozwiązanie. I można je uznać za wyciągniecie ręki do klientów o mniej zasobnym portfelu – sprzęt jest mniejszy od iPada właściwego, ale jednocześnie trzeba za niego zapłacić dużo mniej (warto jednak zwrócić uwagę, iż „dużo mniej” wcale nie oznacza tanio – iPad mini i tak jest droższy od sprzętu konkurencji). Znaleziono zatem rozwiązanie, które pozornie zadowala obie strony. Dlaczego podobnie nie miałoby być ze smartfonami?
Na dobrą sprawę, do każdego argumentu podanego powyżej można podać kontrargument i jeszcze dodać do tego kilka innych motywów. Napisałem m.in. o zdobywaniu nowych klientów w krajach rozwijających się (ale to oczywiście dotyczy całego świata – tańszego iPhone’a pewnie kupiliby też ludzie w USA, Europie Zachodniej i bogatych krajach azjatyckich). Pojawia się jednak pytanie: czy napływ nowych klientów nie spowodowałby odpływu starszych? Część użytkowników sprzętu Apple czuje się wyróżniona faktem posiadania sprzętu amerykańskiej firmy. To dla nich prestiż i zdają sobie sprawę z tego, że jest on (zwłaszcza w takich krajach jak Polska) produktem z wyższej półki cenowej. Tani iPhone stałby się powszechnie dostępny i trochę zmieniłby sytuację w branży. To mogłoby negatywnie nastawić starych klientów, którzy po prostu porzuciliby Apple. A to właśnie oni zapewniają firmie potężne zyski, ponieważ kupują relatywnie drogie produkty.
Z punktu widzenia użytkowników w państwach bogatszych sprawa wygląda trochę inaczej, ponieważ sprzęt Apple nie jest tam tak drogi, jak np. w Polsce i na smartfony, tablety czy komputery tej firmy może sobie pozwolić znacznie więcej klientów. Jednak nawet tam Apple jest odbierane inaczej, niż pozostałe firmy – przez lata korporacja budowała obraz elitarnej i ekskluzywnej marki dla wybranych. Tani iPhone dla wielu osób byłby szokiem i mógłby zachwiać mitem amerykańskiego producenta. Zdaniem niektórych komentatorów, byłby to strzał w kolano i zniszczenie tego, co wypracował Steve Jobs.
Wspomniany prestiż i budowanie marki premium przez legendarnego CEO nie oddziałuje tylko na ludzi, których stać na iPhone’a. To również coś, czego pożądają ludzie bez środków na zakup takiego produktu. Warto się zastanowić, czy smartfon z nadgryzionym jabłkiem w logo nadal interesowałby ich, gdyby był powszechnie dostępny. Z plotek wynika, iż taki telefon miałby zostać pozbawiony m.in. dość powszechnie rozpoznawalnej obudowy i doczekałby się gorszych parametrów. Być może to negatywnie wpłynęłoby na jego atrakcyjność i ludzie i tak zdecydowaliby się na sprzęt konkurencji (zwłaszcza w Chinach, gdzie dostępne są coraz ciekawsze słuchawki w dobrej cenie).
Walka z Androidem o rynkowe wpływy być może też nie byłaby warta poniesionych kosztów. Apple zapewne będzie traciło coraz bardziej do zielonego robota pod względem liczby użytkowników, ale z drugiej strony, korporacja z Cupertino nie straci nagle milionów klientów i nadal będzie sprzedawała sprzęt w olbrzymiej ilości. W takim układzie to nie oni tracą, lecz inne firmy zyskują (przeważnie klientów o mniej zasobnym portfelu). Znamienne jest to, że Apple sprzedaje mniej produktów, niż producenci sprzętu z Androidem, a i tak zgarnia większość zysków w tym segmencie. Po co zmieniać coś, co do tej pory funkcjonuje dobrze?
Prestiż i budowanie marki premium przez legendarnego CEO nie oddziałuje tylko na ludzi, których stać na iPhone’a.
Wspominałem o sprzedaży treści, na której w przyszłości Apple mogłoby zarabiać poważne pieniądze (i zapewne będzie – robią to już teraz). Powiększenie liczby użytkowników sprzętu stwarza możliwości do zwiększenia zysków ze sprzedaży treści, ale tego nie gwarantuje. Całkiem prawdopodobny wydaje się scenariusz, w którym nowi klienci decydowaliby się przede wszystkim na bezpłatne aplikacje, nie kupowali multimediów lub obchodzili oficjalne kanały i posiłkowali się mniej legalnymi źródłami kontentu.
Własna polityka Tima Cooka? Apple ma już nauczkę z przeszłości, że odchodzenie od strategii rozwoju nakreślonej przez Steve’a Jobsa nie prowadzi do niczego dobrego. Jeżeli korporacja nagle dokona poważnych przeobrażeń, to trudno przewidzieć, do czego mogą one doprowadzić. A tym razem nie pojawi się człowiek (a przynajmniej są na to mniejsze szanse), który zdoła potem wszystko wyprostować. Polityka polegająca na spełnianiu żądań klientów (jej wyrazem jest m.in. iPad mini, byłby nim także tańszy iPhone) w przypadku Apple może być korzystna tylko na krótszą metę. W dłuższej perspektywie całkowicie zmienia ona nie tylko strategię Apple, ale cały jej obraz i filozofię działania. W takim przypadku należy się poważnie zastanowić, czy firmie faktycznie jest potrzebny tani iPhone…?
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Smartwatche Amazfit zyskują dostęp do odświeżonej i usprawnionej aplikacji Zepp App. Sprawdź, jakie nowości tam…
Portfel Google doczeka się niebawem ciekawej nowości dla rodziców i ich pociech. Z Google Pay…
T-Mobile ma gratkę dla użytkowników magentowej sieci. Rozdaje darmową paczkę gigabajtów – ale trzeba się…
Smartfon z ekranem 7", baterią 7000 mAh i Snapdragonem 8 Elite pozuje na żywo. To…
Aplikacja Google Maps, z której korzystamy zapewne wszyscy bardzo często, zmieni się już wkrótce na…
Do sieci trafiła specyfikacja aparatu Xiaomi 15 Ultra. Imponujący teleobiektyw 200 MP robi tu różnicę,…