Wczoraj, po raz pierwszy od dłuższego czasu przyszło mi się zmierzyć z odwiecznym kłopotem fanów nowoczesnych technologii multimedialnych: niedopasowaniem realnych potrzeb do tego, co możemy otrzymać. Upraszczając: jak sprawdzi się telefon podczas próby wysłania zaledwie kilku zdjęć na naszego redakcyjnego Twittera przy relatywnie kiepskim zasięgu mojego operatora.
Noc, cisza, spokój. Robienie zdjęć w słabych warunkach oświetleniowych testowaną przeze mnie Lumią 920. Zdjęć wykonałem kilkanaście, dla kontrastu, te same fotki strzeliłem także z użyciem mojego Galaxy Nexusa. Mimo wszystko, dało się wyczuć, że idzie mi za dobrze. Niemal ani jednego nieostrego zdjęcia, kilka fajnych widoków, to wszystko miało być prologiem do koszmaru, który dotknął mnie w miejscu, gdzie kończy się bezpieczny świat połączeń WiFi a zaczyna eldorado operatora GSM.
Postanowiłem, że fotki wrzucę na Twittera, ze względu na to, że ta forma komunikacji zazwyczaj pochłania bardzo mało czasu. Proste otagowanie, jednozdaniowy opis i „ćwierkam”. Na górnej belce cały czas widnieje informacja o tym, że zdjęcie jest wysyłane. 3 minuty, po chwili już siedem. Waga pliku oscylowała w granicach 3-4 MB dlatego też taki stan rzeczy bardzo mnie zdziwił. Przecież jak na XXI wiek to doprawdy mała waga pliku, który szybciej udałoby mi się wysłać z podłączonej do internetu lodówki.
Zacząłem więc kombinować. To chyba zdrowa reakcja organizmu, że w razie niepowodzeń usiłujemy dotrzeć do alternatywnego rozwiązania. Pobrałem więc Flickr’a i Instagrama (co trochę trwało…), którymi chciałem się w tej patowej sytuacji nieco poratować, niestety, ale ten pierwszy nie zdołał nawet zweryfikować mojej nazwy użytkownika a druga aplikacja wyłożyła się na imporcie danych z Facebook’a. Precyzując, import danych trwał tak długo, że aplikacja wyrzucała ładny komunikat o niemożności pobrania interesujących ją danych osobowych.
Szybki kontakt z infolinią operatora nic nie dał. Zazwyczaj, gdy sieć boryka się z awarią, nagrany jest odpowiedni komunikat głosowy, tym razem nic takiego nie dało się słyszeć w słuchawce. No to może Nexus? Android raz na jakiś czas wymaga resetu, aby mógł odetchnąć i dobić ciągnące się w nieskończoność procesy. Nic z tych rzeczy, jednak po około dwugodzinnej walce udało mi się wrzucić na naszego Twitta cztery zdjęcia: dwa wykonane Lumią 920 i bliźniacze fotki, jakie zrobiłem Nexusem. Po tym eldorado zrezygnowałem ze wrzucania dalszych zdjęć, po prostu szkoda mi było nerwów.
Docieramy do ostatniego akapitu. Poznaliście desperacką próbę wrzucenia fotek przez redaktora, który usiłuje zwalić cały problem na operatora a facet zapewne sam gdzieś zrobił błąd. Być może, jednak budując tę wielką, może nieco ciągnącą się otoczkę, chciałem zasygnalizować pewien problem, który może umykać tym wszystkim gsmManiaKom, którzy na codzień surfują zwłaszcza po WiFi lub też mają ten komfort, że mieszkają w miejscu, gdzie sygnał sieci zawsze trzyma odpowiednio wysoki poziom. Wczoraj, mimowolnie doświadczyłem podróży w czasie do XX wieku. Telefon, cały czas uznawany za stosunkowo dobry, nie sprawdził się niemal w żadnym aspekcie: połączenie z siecią było – delikatnie mówiąc – do bani, w wyniku czego 2/3 funkcjonalności mojego urządzenia okazały się dla mnie być po prostu zbędne. Jako, że jestem użytkownikiem „rozpieszczonym”, który musi cieszyć się stuprocentową wydajnością smartfona, próbowałem szukać różnych rozwiązań, jednak właśnie dotarło do mnie, jak niewiele trzeba, aby cały ten budowany przez nas świat informacji przestał być funkcjonalny.
Wbrew temu, jak bardzo chcemy być fajni i internetowi, jedna prosta niezidentyfikowana nawet przez operatora awaria skutecznie zamyka przed nami świat luksusu w formie bliskiego kontaktu ze znajomymi czy dostępu do globalnych serwisów typu Twitter. A za bramami tego świata czeka na nas tylko i wyłącznie nuda i rozgoryczenie. Zdecydowanie, sporo brakuje nam jeszcze do pełnego komfortu w użytkowaniu mobilnych urządzeń internetowych.
Ceny Nokia Lumia 920
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.