Xiaomi Mi 9 był ostatnim tak opłacalnym telefonem tego producenta / fot. Paweł Łaz, techManiaK.pl
Xiaomi w swojej początkowej historii znane było przede wszystkim z uwagi na opłacalność. Xiaomi Mi 9 był pomostem pomiędzy zmianą z tworzenia jak najlepszych telefonów w niskiej cenie, do powolnego wchodzenia w rynek modeli premium. Przypomnijmy sobie, dlaczego był tak wyjątkowy.
Pamiętam Xiaomi Mi 9, jakby wyszedł wczoraj — bardzo dobrze zapadł mi w pamięć, szczególnie właśnie w kontekście tego, co oferował w swojej cenie. Był to jeden z najbardziej opłacalnych telefonów w historii, był to też ostatni taki model Xiaomi, który pokazywał, ile można „wyciągnąć” w połowie ceny flagowca Samsunga. Zapraszam Was na podróż do przyszłości, by pokazać, na czym polegał jego fenomen.
Mamy rok 2019, konkretniej to targi MWC w Barcelonie — właśnie tam zostaje zaprezentowany Xiaomi Mi 9, czyli następca „odpowiedzi” chińskiego producenta na iPhone-a X, jakim był model Mi 8. Cena w Polsce na start? 1899 złotych za wariant 6/64 GB, oraz 1999 złotych w przypadku wersji 6/128 GB. Obecnie w tej cenie dostajemy średniaka i raczej nie ma co myśleć o tym, by oferował on m.in. flagowy procesor. Pasuje więc przypomnieć, jaka była specyfikacja tego modelu.
Aparaty w Xiaomi Mi 9 robiły robotę, choć miały oczywiście pewne ubytki / fot. Paweł Łaz, techManiaK.pl
Oferował najwydajniejszy procesor dla urządzeń z Androidem w tamtym czasie, czyli Snapdragona 855. O pamięci już było, to przypomnijmy sobie stronę multimedialną. Na pokładzie znalazł się ekran Super AMOLED o przekątnej 6,39″ i rozdzielczości 2340 × 1080 pikseli. Jak możecie zauważyć, brakuje wysokiego odświeżania, które dopiero zaczynało wchodzić do flagowych urządzeń, a uprzednio telefonów gamingowych. Miał on również tylko pojedynczy głośnik multimedialny, za to łącznie oferował 4-aparaty:
Nagrywanie? W 4K@60 FPS jedynie selfiak odstawał, oferująć tylko 1080p@30 FPS, które jednak nie różniło się za wiele względem droższej konkurencji. Prócz tego, mieliśmy możliwość rejestrowania slow-mo 1080p@960 FPS — w telefonie za połowę ceny ówczesnego smartfona Samsunga. Całość wieńczona baterią 3300 mAh, 27 W ładowaniem przewodowym oraz 20 W indukcyjnym. Niektóre rzeczy mogą nie robić wrażenia z obecnego punktu widzenia, ale wtedy w takiej cenie pozostawiały naprawdę pozytywne przemyślenia.
Wspomniałem już o niej, ale w takim razie przytoczmy, jak konkurencja wyceniała wtedy swoje telefony. Zacznijmy od tej najbliższej, czyli OnePlusa 7, kosztującego w momencie premiery 2499 złotych w wariancie 6/128 GB oraz Honora 20 Pro, który był nieco tańszy, kosztując 2399 złotych. To nadal oczywiście więcej, ale czy były to telefony lepsze pod jakimiś względami? 1+ posiadał szybszą pamięć oraz stabilizację OIS, czy głośniki stereo i baterię 3700 mAh, ale miał tylko pojedynczy aparat na tyle. Honor z kolei był już lepiej wyposażony w zapleczu fotograficznym, miał jeszcze większą baterię 4000 mAh, ale posiadał ekran IPS oraz nie nagrywał w 4K@60 FPS.
Skoro było o najtańszej, to teraz o najdroższej konkurencji, jaką były modele Samsunga, kolejno Galaxy S10 oraz Note 10. Kosztowały na premierę 3949 i 4149 złotych, czyli praktycznie 2-razy więcej od tytułowego Xiaomi. Czym była uzasadniona taka różnica? Obydwa posiadały bardzo dobre zaplecze fotograficzne, szczególnie z uwagi na obecność OIS, czy świetne kamerki selfie. Miały także głośniki stereo, czy ekrany o wyższej rozdzielczości. Posiadały też więcej RAM-u. Co jednak ciekawe — miały gorszą wydajność. Wtedy klepane Exynosy nie radził sobie ze Snapdragonami, w zasadzie podobnie, jak teraz.
Płaciliśmy więc 2-razy więcej głównie za potencjalnie trochę lepsze wrażenia multimedialne, czy dłuższe wsparcie aktualizacjami. Oczywiście, były jeszcze modele, które były tańsze, a które były naprawdę dobrymi telefonami, jak Huawei P30, kosztujący 2999 złotych na premierę. 2019 rok to naprawdę ostatni tak ciekawy rok na rynku telefonów, od tamtej pory dużo się na nim „zepsuło”. Wracając — oferował świetne zaplecze fotograficzne, choć tutaj królował jego brat z dopiskiem „Pro”, rzecz jasna. Całościowo był przyjemnym, kompaktowym telefonem, lecz i on był mniej wydajny od Xiaomi Mi 9.
Przynajmniej od Xiaomi, ale z drugiej strony, czy obecnie królowie opłacalności zbliżają się do tego, co był w stanie zaoferować Mi 9 w czasie, kiedy wchodził na rynek? Nie miał się czego wstydzić w zasadzie w każdym aspekcie, od wydajności (przede wszystkim jej) zaczynając, idąc przez baterię, szybkie ładowanie, indukcję, jakość wykonania i ogólny wygląd… Plusów było sporo.
Takich telefonów, jak Xiaomi Mi 9, dzisiaj trzeba szukać ze świecą w ręku / fot. Paweł Łaz, techManiaK.pl
Zaplecze fotograficzne? Ciężko zdecydowanie było mu konkurować z najlepszymi, jak P30 Pro, jednak z bliższymi sobie modelami jak najbardziej dawał sobie radę. Nie mówiąc o tym, że dało się na nim, bardzo łatwo, zainstalować Google Camera, aplikację aparatu znaną z Pixeli. Wtedy działa się magia, która wyciągała z tych aparatów zauważalnie więcej, niżeli standardowa aplikacja.
Używałem tego telefonu jeszcze na przełomie 2020/2021 roku, bo zwyczajnie był naprawdę dobry, mogąc bez problemu walczyć — także w zakresie zaplecza fotograficznego — m.in. z iPhone-m 11. Wspominam ten telefon bardzo dobrze, z resztą, jego poprzednika w postaci Xiaomi Mi 8 także. Może i jego sylwetkę sobie przypomnimy za jakiś czas.
Na stronie mogą występować linki afiliacyjne lub reklamowe.
Pisaliśmy Wam o tym już kilkukrotnie, ale GOG to jedna z najlepszych platform organizująca promocje…
Smartfony marki Motorola często są oferowane w bardzo konkurencyjnych cenach. W tym przypadku ceny zostały…
Azjatycki Asus kojarzy się głównie z laptopami, ale oferuje także udane smartfony. Wśród nich są…
Nawet złodzieje smartfonów nie są zainteresowani smartfonami z Androidem. Nawet Samsung odpada – dla nich…
Premiera POCO F8 Ultra w Polsce odbędzie się już w przyszłym tygodniu. Przed tym terminem…
Już pod koniec listopada w aplikacji mObywatel pojawią się kolejne nowe dokumenty. Tym razem skorzystają…