Panasonic RB-F10 / fot. Paweł Gajkowski, gsmManiaK.pl
Panasonic RB-F10 to dowód, że jakość i wygoda nie muszą kosztować fortuny. Za 299 zł dostajemy lekkie, otwarte słuchawki o zaskakująco pełnym i basowym brzmieniu. Są idealne na co dzień, na spacer, rower czy do biura, łącząc styl i komfort. Niestety, mają jedną, irytującą wadę.
Spis treści
Nie każdy szuka słuchawek, które kosztują tyle, co weekendowy wyjazd za granicę. Czasem po prostu chcemy czegoś, co gra nieźle, wygląda przyzwoicie i nie rozładuje się po dwóch godzinach.
Takie właśnie wrażenie zrobiły na mnie Panasonic RB-F10 – model, który od razu przyciąga prostotą i konkretnym podejściem do dźwięku. Panasonic udowadnia, że potrafi łączyć tradycję z nowoczesnością, a w tym przypadku postawił na lekkość, wygodę i poprawny charakter brzmienia.
Już na pierwszy rzut oka RB-F10 wyglądają tak, jakby miały przetrwać codzienne użytkowanie. Matowe wykończenie i miękkie nauszniki tworzą wrażenie sprzętu, z którego chce się korzystać – czy to w pracy, czy w drodze do domu. Widać, że producent myślał o komforcie, ale też o tym, żeby nie przesadzić z designem.
To po prostu dobrze zrobione słuchawki, które mają swoje zadanie, a mianowicie grać. Ich cena wynosząca 299 zł sprawia, że trudno nie zwrócić na nie uwagi, zwłaszcza jeśli szukamy czegoś sensownego w rozsądnym budżecie.
Ważne jest też to, że Panasonic nie próbował tutaj nikogo oszukać marketingiem. RB-F10 to typowy przykład urządzenia, które nie obiecuje cudów, ale dowozi to, co najważniejsze: stabilne połączenie Bluetooth, długą pracę na baterii i wyraźny bas dzięki technologii XBS DEEP. Dostępne w dwóch kolorach – beżowym i czarnym – pozwalają wybrać wariant bardziej elegancki lub codzienny, zależnie od stylu użytkownika.
Nie będę ukrywał, że do testów podszedłem z lekkim dystansem. Panasonic nie jest dziś marką kojarzoną z modnymi słuchawkami lifestyle’owymi, ale RB-F10 potrafią zaskoczyć.
Już po kilku dniach użytkowania czuć, że producent postawił na wzmocnienie niskich tonów, co spodoba się osobom lubiącym głęboki rytm. To sprzęt, który nie aspiruje do klasy premium, ale w swojej cenie oferuje więcej, niż można by się spodziewać.
Panasonic RB-F10 to przykład, że dobra jakość dźwięku i wygoda nie muszą kosztować fortuny. To słuchawki, które po prostu robią swoje – grają czysto, basowo i bez zbędnych kompromisów.
Nie ma co ukrywać, pierwsze wrażenie po wyjęciu Panasonic RB-F10 z pudełka jest bardzo pozytywne. Słuchawki prezentują się elegancko i zaskakująco dojrzale jak na model w tym segmencie cenowym.
Ich design delikatnie nawiązuje do konstrukcji HUAWEI FreeArc, ale to nie wada. W końcu otwarte słuchawki z natury mają podobną formę, a tu detale robią całą różnicę. Panasonic postawił na subtelną prostotę – bez przesadnych ozdobników, ale z dużym wyczuciem stylu.
Muszę przyznać, że dawno nie miałem na uszach słuchawek, które byłyby tak lekkie. Ich masa nie przekracza dziewięciu gramów, więc naprawdę można zapomnieć, że się je nosi. Panasonic określa to jako nieinwazyjne dopasowanie i faktycznie coś w tym jest.
To jedne z wygodniejszych słuchawek otwartych, jakie testowałem. Nie uciskają, nie grzeją i nie powodują zmęczenia nawet po kilku godzinach użytkowania. W dłuższej podróży czy podczas pracy przy biurku, RB-F10 sprawdzają się znakomicie.
Nie bez znaczenia jest też materiał, z którego zostały wykonane. Obudowa z elastycznego plastiku jest przyjemna w dotyku i dobrze znosi codzienne użytkowanie. Nie ma tu wrażenia taniości czy nadmiernej sztywności. Panasonic znalazł złoty środek między trwałością a elastycznością.
Słuchawki dopasowują się do kształtu ucha niemal naturalnie, co sprawia, że po kilku sekundach człowiek po prostu o nich zapomina. To lekkość, która naprawdę ma sens.
Przy tak dopracowanej konstrukcji trochę szkoda, że nie wszystko działa równie bezbłędnie. Sterowanie dotykowe to niestety pięta achillesowa RB-F10. W teorii wygląda świetnie: gesty pozwalają na zmianę głośności, przewijanie utworów czy pauzowanie muzyki.
To dziwne, bo poza tym Panasonic RB-F10 to słuchawki, które aż proszą się o codzienne użytkowanie. Lekkie, wygodne, poręczne i z kompaktową stacją ładującą, która zasługuje na osobne pochwały. Ten „dok” jest nie tylko zgrabny, ale też niezwykle praktyczny.
Słuchawki wpadają w niego magnetycznie z satysfakcjonującym kliknięciem, niczym kontrolery w konsoli od Nintendo. Całość można bez trudu schować do kieszeni, co sprawia, że RB-F10 są wyjątkowo mobilne.
Na plus trzeba też zaliczyć odporność na zachlapania. Klasa wodoszczelności IPX4 daje pewność, że słuchawki poradzą sobie zarówno podczas deszczu, jak i treningu. Dzięki temu Panasonic RB-F10 świetnie sprawdzają się w ruchu – na spacerze, w drodze do pracy czy na siłowni.
To, co najbardziej mnie zaskoczyło, to ich codzienna użyteczność. Przez kilka dni praktycznie się z nimi nie rozstawałem – czy to podczas pracy, jazdy na rowerze, czy spaceru po mieście. Nawet po kilku godzinach nie pojawiało się uczucie dyskomfortu. Słuchawki po prostu znikają, a zostaje tylko muzyka. Gdyby jeszcze sterowanie działało odrobinę bardziej niezawodnie, byłby to sprzęt niemal bez wad.
Panasonic RB-F10 to słuchawki, które zachwycają lekkością, jakością wykonania i komfortem noszenia. Widać, że producent wie, jak stworzyć sprzęt, który cieszy w codziennym użytkowaniu – mimo kilku potknięć.
Jak już wspominałem wcześniej, sterowanie w Panasonic RB-F10 to jeden z tych elementów, które potrafią zepsuć dobre wrażenie po pierwszych godzinach użytkowania. Na papierze wygląda to świetnie – dotykowe panele na każdej słuchawce mają umożliwiać pełną kontrolę nad muzyką i połączeniami bez konieczności sięgania po telefon.
W praktyce jednak bywa różnie. Czujniki reagują nie zawsze tak, jak powinny, a ich skuteczność oceniam na mniej niż połowę prób. Czasem wystarczy lekkie muśnięcie, by uruchomić coś zupełnie innego, innym razem można stuknąć kilka razy i nie doczekać się reakcji.
Sam zestaw gestów też nie jest zły, choć wymaga przyzwyczajenia. Pojedyncze dotknięcie lewej lub prawej słuchawki zatrzymuje lub wznawia odtwarzanie, trzykrotne szybkie dotknięcie lewej zwiększa głośność, a podwójne ją zmniejsza. Na prawej stronie trzykrotne stuknięcie cofa utwór, a dwa szybkie dotknięcia przełączają na następny.
Działa to, ale trzeba mieć trochę cierpliwości i precyzji – przy spacerze po mieście czy treningu często kończyło się to frustracją. To nie są gesty, które wchodzą w krew po jednym dniu.
Z kolei w przypadku połączeń, obsługa jest intuicyjna, przynajmniej w teorii. Aby odebrać rozmowę, wystarczy dotknąć lewą lub prawą słuchawkę raz. Zakończenie odbywa się przez przytrzymanie jej przez dwie sekundy.
Podobnie działa aktywacja asystenta głosowego – dłuższe przytrzymanie uruchamia funkcję. Wszystko to brzmi prosto, ale czujniki często reagują z opóźnieniem, co sprawia, że trzeba mieć anielską cierpliwość, by nie wyjąć telefonu i nie zrobić tego szybciej ręcznie.
Największym rozczarowaniem jest jednak brak dedykowanej aplikacji. W 2025 roku to spore niedopatrzenie. Panasonic RB-F10 nie oferują żadnej możliwości personalizacji – nie można zmienić przypisania gestów, dostosować equalizera ani sprawdzić poziomu baterii w wygodny sposób.
To spora strata, bo taka aplikacja mogłaby nie tylko rozwiązać problem ze sterowaniem, ale też uczynić te słuchawki bardziej nowoczesnymi. W czasach, gdy nawet tańsze modele od mniej znanych marek mają rozbudowane oprogramowanie, brak tej funkcji w modelu Panasonica po prostu zaskakuje.
Szkoda, bo RB-F10 mają ogromny potencjał. Gdyby producent dodał aplikację z prostym kreatorem ustawień i poprawił czułość dotykowych paneli, byłby to sprzęt dużo bardziej kompletny. Sama idea sterowania dotykowego nie jest zła, ale wymaga dopracowania – obecna wersja bardziej przypomina eksperyment niż dopracowany system kontroli.
Panasonic RB-F10 to przykład słuchawek, które mają świetny pomysł na obsługę, ale nie do końca go realizują. Brak aplikacji i kapryśne panele dotykowe sprawiają, że potencjał tego modelu nie został w pełni wykorzystany.
Panasonic RB-F10 w teorii oferują do siedmiu godzin ciągłego odtwarzania na jednym ładowaniu, a z etui ładującym wynik ten wzrasta do około 25 godzin. To pozwala realnie korzystać ze słuchawek przez tydzień, jeśli używamy ich po kilka godzin dziennie.
W praktyce jednak jest odrobinę inaczej – w moich testach realny czas odtwarzania przy średniej głośności wynosił około sześć godzin. Przy maksymalnym poziomie głośności wynik spadał jeszcze szybciej, choć wciąż pozostaje w granicach przyzwoitości.
Pełne naładowanie akumulatora zajmuje około dwie i pół godziny, co jest poprawnym wynikiem dla tej klasy sprzętu. Wystarczy jednak zaledwie dziesięć minut doładowania, by uzyskać dodatkową godzinę odtwarzania, co może uratować sytuację tuż przed wyjściem z domu.
Ten tryb szybkiego ładowania działa zaskakująco skutecznie i realnie wpływa na komfort użytkowania. Nie ma tu żadnych rewolucji, ale też nie ma powodów do narzekań – Panasonic trzyma się bezpiecznego, sprawdzonego standardu, dlatego też nie mamy ładowania bezprzewodowego, a jedynie po kablu.
Jeśli chodzi o łączność, RB-F10 korzystają z Bluetooth 5.4, czyli rozsądnej wersji tego standardu. W codziennym użytkowaniu przekłada się to na stabilne połączenie, bez przerywania dźwięku nawet przy przechodzeniu między pomieszczeniami. Słuchawki potrafią być jednocześnie sparowane z dwoma urządzeniami, co w praktyce okazuje się wygodne.
Pod względem kompatybilności Panasonic RB-F10 nie sprawiają żadnych problemów. Współpracują zarówno z Androidem, jak i iOS czy Windows, więc niezależnie od ekosystemu można z nich korzystać bez ograniczeń.
Nie znajdziemy tu obsługi bardziej zaawansowanych kodeków, co dla części osób może być lekkim rozczarowaniem. Panasonic RB-F10 ograniczają się do SBC i AAC, a więc do standardów podstawowych. Warto pamiętać, że to słuchawki o otwartej konstrukcji, więc skupiają się raczej na naturalności brzmienia niż na maksymalnej szczegółowości.
W codziennym użytkowaniu Panasonic RB-F10 oferują rozsądny kompromis – solidny czas pracy, stabilne połączenie i praktyczną funkcję multiparowania. Nie są rekordzistami w wydajności, ale potrafią przekonać do siebie wygodą i bezproblemową obsługą.
Przyznam szczerze, że Panasonic RB-F10 zaskoczyły mnie od pierwszych minut odsłuchu. Nie spodziewałem się aż tak szerokiego pasma dźwięku w słuchawkach o otwartej konstrukcji. Brzmienie jest pełne, a jednocześnie swobodne.
Przetworniki o rozmiarze 17 x 12 mm potrafią wydobyć z nagrań znacznie więcej, niż sugerowałaby cena tych słuchawek. Słychać w nich nie tylko precyzję, ale też charakter, co w tej klasie sprzętu zdarza się rzadko.
W muzyce pop, gdzie wokal i rytm grają pierwsze skrzypce, RB-F10 radzą sobie naprawdę przyzwoicie. Wokal brzmi naturalnie, bez sztucznego podbicia, a wysokie tony są zaskakująco czyste, choć nieprzesadzone. To brzmienie, które nie męczy nawet po kilku godzinach odsłuchu.
Słuchawki potrafią zachować lekkość, ale też dostarczyć energii, kiedy utwór tego wymaga. W efekcie, nawet lekkie kompozycje brzmią bardziej przestrzennie i angażująco, co sprawia, że trudno się od nich oderwać.
W rocku i alternatywie Panasonic RB-F10 pokazują pazur. Gitary mają odpowiednią szorstkość, perkusja jest sprężysta, a linia basu trzyma całość w ryzach bez dominowania nad resztą pasma. Bas jest wyważony. Nie ma tu efektu przytłoczenia, który często pojawia się w tańszych konstrukcjach. Zamiast tego dostajemy kontrolowany dół, który nadaje rytmu i głębi.
Jazz i muzyka klasyczna to zupełnie inna bajka, ale RB-F10 potrafią odnaleźć się i w tych gatunkach. Trąbki, fortepian czy smyczki zachowują naturalność i ciepło, a scena dźwiękowa zaskakuje rozłożeniem instrumentów.
Słuchawki potrafią zbudować bardzo realistyczny obraz przestrzenny, co sprawia, że nawet kameralne nagrania brzmią dojrzale i klarownie. Nie jest to poziom sprzętu z zamkniętą konstrukcją, ale jak na swoją klasę, Panasonic naprawdę pozytywnie zaskakuje.
W elektronice RB-F10 utrzymują stabilność brzmienia nawet przy mocnym basie i złożonych warstwach dźwięku. Syntezatory nie zlewają się w jedną całość, a każdy efekt ma swoje miejsce. To wrażenie czystości i separacji instrumentów, które zazwyczaj zarezerwowane jest dla wyższych modeli. Panasonic RB-F10 zachowują równowagę pomiędzy energią a przejrzystością, dzięki czemu zarówno spokojne, jak i dynamiczne kawałki brzmią świeżo.
Nie da się ukryć, że to jedne z tych słuchawek, które potrafią dostarczyć radości ze słuchania bez wnikania w technikalia. Ich brzmienie jest emocjonalne, przyjemne i zaskakująco uniwersalne. Dla mnie to sprzęt, który świetnie sprawdza się nie tylko podczas słuchania muzyki, ale też przy filmach czy podcastach – zawsze z odpowiednią dawką detalu i przestrzeni.
Panasonic RB-F10 potrafią więcej, niż można by oczekiwać po słuchawkach w tej klasie. Dają szeroką scenę, kontrolowany bas i klarowność, która sprawia, że muzyka znów zaczyna brzmieć tak, jak powinna – naturalnie i z charakterem.
Rozmowy w Panasonic RB-F10 oceniam jako solidne, choć niepozbawione drobnych kompromisów. Słuchawki korzystają z zestawu mikrofonów, które skutecznie wychwytują głos, zapewniając zrozumiały przekaz w typowych warunkach, takich jak biuro, mieszkanie czy kawiarnia.
Jakość rozmów stoi na przyzwoitym poziomie, z czystym i wyraźnym dźwiękiem po obu stronach połączenia. Nie jest to jednak brzmienie o studyjnej czystości – głos ma lekko przytłumiony charakter, co w tej klasie cenowej jest zupełnie akceptowalne.
W cichych pomieszczeniach słuchawki spisują się bardzo dobrze. Rozmówcy słyszą nas bez zakłóceń, a mikrofony radzą sobie z odfiltrowaniem lekkiego szumu tła. Wystarczy jednak przenieść się w bardziej hałaśliwe otoczenie, by otwarta konstrukcja zaczęła zdradzać swoje ograniczenia.
Panasonic RB-F10 nie odcinają całkowicie od otoczenia, co powoduje, że dźwięki z zewnątrz potrafią wkradać się w rozmowę. To szczególnie zauważalne w miejskim hałasie, podczas spacerów czy jazdy komunikacją.
Zauważyłem też, że w wietrznych warunkach mikrofony potrafią łapać szumy, co bywa irytujące, gdy prowadzimy dłuższą rozmowę. Brak aktywnej redukcji hałasu daje się wtedy odczuć, choć nie na tyle, by całkowicie przekreślić użyteczność RB-F10. Do codziennych rozmów, zwłaszcza w spokojniejszych miejscach, słuchawki sprawdzają się bez zarzutu.
Panasonic RB-F10 to słuchawki, które w rozmowach stawiają na praktyczność. W spokojnym otoczeniu brzmią czysto i naturalnie, a ich otwarta konstrukcja sprawia, że słyszymy świat wokół siebie – nie zawsze idealnie, ale wystarczająco, by zachować komfort i swobodę komunikacji.
Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że Panasonic RB-F10 to jeden z tych produktów, które trudno ocenić jednoznacznie, ale jeszcze trudniej nie docenić. Słuchawki robią wrażenie już od pierwszego kontaktu – są lekkie, świetnie zaprojektowane i po prostu przyjemne w użytkowaniu.
Ich otwarta konstrukcja i komfort sprawiają, że można w nich spędzić długie godziny bez najmniejszego uczucia dyskomfortu. W tym aspekcie Panasonic naprawdę trafił w punkt, bo RB-F10 to sprzęt, który można nosić niemal bez przerwy i zapomnieć, że w ogóle ma się coś na uszach.
Nie wszystko jednak jest idealne. Sterowanie dotykowe to zdecydowanie najsłabszy punkt tych słuchawek – bywa kapryśne i wymaga cierpliwości. Skuteczność reakcji czujników nie przekracza połowy prób, co w codziennym użytkowaniu potrafi frustrować.
Brak dedykowanej aplikacji tylko to potęguje, bo nie ma możliwości personalizacji gestów czy aktualizacji oprogramowania. Mimo to, jeśli traktujesz słuchawki jako towarzysza do muzyki, podcastów czy spacerów, te niedociągnięcia nie będą aż tak dotkliwe.
Panasonic RB-F10 to słuchawki, które nie próbują być wszystkim naraz, ale w tym, co robią, są po prostu dobre. Lekkie, stylowe i muzykalne, przypominają, że czasem to prostota i wygoda decydują o tym, jak bardzo polubisz sprzęt, który nosisz na co dzień.
Pod względem brzmienia Panasonic RB-F10 potrafią naprawdę zaskoczyć. Dźwięk jest pełny, dobrze zbalansowany i przyjemny w odbiorze niezależnie od gatunku. Bas jest obecny, ale nie przytłacza, średnie tony są naturalne, a góra zachowuje odpowiednią klarowność.
Do tego dochodzi niezły czas pracy na akumulatorze, sięgający około 6 godzin na jednym ładowaniu i nawet 25 godzin z etui, co czyni je praktycznym wyborem do codziennego użytku.
Nie sposób też pominąć solidnej łączności, stabilnego połączenia i możliwości jednoczesnego sparowania z dwoma urządzeniami. To drobiazgi, które w praktyce znacząco podnoszą wygodę korzystania.
Panasonic RB-F10 nie są sprzętem dla każdego, ale jeśli szukasz słuchawek otwartych, które łączą świetny komfort z przyjemnym dźwiękiem i eleganckim designem, to naprawdę warto je rozważyć.
|
ZALETY
|
WADY
|
Na stronie mogą występować linki afiliacyjne lub reklamowe.
Nothing w końcu ujawnił datę startu aktualizacji. System Nothing OS 4.0 oparty na stabilnym Androidzie…
Sieć Play wprowadziła nową promocję Black Week. Tym razem nie dotyczy ona telefonów komórkowych czy…
Wszystko wskazuje na to, że OnePlus 15 nie jest tak doskonały, jak się spodziewano, a…
Amazfit wprowadza nową, mniejszą wersję modelu Amazfit T-Rex 3 Pro. Zmniejszyła się średnica ekranu względem…
Samsung Galaxy S25 Edge to bezapelacyjna ciekawostka producenta z bieżącego roku. Podczas premiery flagowiec kosztował…
Werewolf: The Apocalypse - Heart of the Forest to polska hybryda przygodówki i RPG, osadzona…