fot.: Christian Lue/Unsplash
Infrastruktura chmurowa stała się infrastrukturą krytyczną. Pytanie nie brzmi już, czy ma znaczenie, kto ją kontroluje, ale co się stanie, gdy te kontrole będą znajdować się tysiące kilometrów dalej, w różnych jurysdykcjach, z różnymi interesami?
Powiązania technologii i polityki są coraz bardziej nieuniknione. Widać to zwłaszcza w USA, gdzie Musk był przez pewien czas ulubieńcem Trumpa i specjalnie dla niego stworzono rządowe stanowisko.
Ale na inauguracji obecnego prezydenta byli także obecni prezesi Amazona, Mety i Alphabetu. To dowód na to, jak ściśle amerykańscy giganci technologiczni są obecnie powiązani z programami politycznymi kraju.
W Europie korzystamy z amerykańskich lub chińskich telefonów, a także usług chmurowych i serwisów, które mają siedzibę w Stanach Zjednoczonych. Chcąc nie chcąc musimy stwierdzić, że Europa jest mocno zapóźniona w stosunku do tych dwóch globalnych gigantów.
Powstają dwa pytania. Pierwsze – czy da się od nich uniezależnić? Drugie – jeśli nie, jak można zmniejszyć zależność?
Co zabawne – kilka dni przed swoim ustąpieniem Joe Biden ostrzegał przed rosnącym „kompleksem technologiczno-przemysłowym”. A Trump nie ostrzega, a wręcz promuje go na wszystkich polach.
Amerykańskie firmy technologiczne zostały ważnym elementem amerykańskiej strategii przemysłowej, dla której chmura obliczeniowa , AI oraz ogólnie cała infrastruktura cyfrowa to narzędzia geopolitycznej władzy.
A co z Europą? No cóż – jej zależność jest olbrzymia. Większość usług rządowych, w tym związane z opieką zdrowotną oraz infrastrukturą sektora prywatnego, działa na platformach kontrolowanych przez Microsoft, Amazon Web Services (AWS) i Google.
Przez lata nikomu to nie przeszkadzało, ale ponieważ rozdźwięk pomiędzy Europą a USA robi się coraz większy, zaczyna być to coraz bardziej nieprzyjemna dla nas sytuacja. Efekty?
Niedawno francuski minister ds. sztucznej inteligencji i cyfryzacji ostrzegał przed cyfrowymi „drapieżnikami”, podważającymi europejską autonomię. Niemieckie agencje rządowe zaczęły wycofywać się z używania Microsoft Teams na rzecz innych narzędzi do kooperacji, a w Danii trwa ogólnokrajowa migracja z Windows na systemy Linux.
W tym ostatnim przypadku przyśpieszenie migracji może mieć związane z zainteresowaniem Trumpa Grenlandią, która należy do Danii.
Można powiedzieć, że zaczynamy pierwsze działania na rzecz uniezależnienia się od dostawców spoza Europy. I bardzo dobrze, ale czy mamy u siebie firmy, które mogą skutecznie rzucić rękawice Chinom lub USA?
Być może jeszcze nie, ale już coś zaczyna się zmieniać. Rząd Francji dokonał znaczących inwestycji w krajowe inicjatywy chmurowe, wspierając dostawców takich, jak OVHcloud i inwestując w suwerenne platformy posiadające certyfikat „SecNumCloud”.
To standard mający na celu zapewnienie, że chmury, które ją posiadają, spełniają wysokie standardy bezpieczeństwa, są odporne na ataki cybernetyczne oraz nie podlegają pozaeuropejskim przepisom.
Trzeba zaznaczyć, że nie jest to działanie antyamerykańskie – to po prostu chęć uniezależnienia się. Przypomina to sytuację, gdy dziecko wyprowadza się z mieszkania rodziców na swoje. Widać Europa w końcu dorosła do tego, aby zacząć budować własne zaplecze.
W przypadku państw taka niezależność to fundament suwerenności. A tymczasem w USA weszła w życie ustawa CLOUD Act. Na czym polega? Otóż daje amerykańskim władzom prawo dostępu do danych przechowywanych na serwerach należących do USA, nawet jeśli dane te znajdują się w Europie!
Oznacza to, że niby w mamy w Unii RODO, ale Waszyngton może sobie zajrzeć do przechowywanych danych, kiedy tylko ma na to ochotę. Ponadto takie istotne decyzje operacyjne, jak zmiany cen czy modyfikacje sposobu praktyki przetwarzania danych, są często podejmowane bez udziału Europejczyków.
Jakie rozwiązania powinno się wdrożyć w celu uzyskania niezależności? Przede wszystkim hosting lokalny z jasną kontrolą jurysdykcyjną oraz w zgodzie z przepisami EU, otwarte standardy zapobiegające uzależnieniu od jednego dostawcy, a jednocześnie zapewniające przejrzystość i możliwość dostosowania do różnorakich zastosowań.
Zalecane są również zróżnicowane ekosystemy dostawców, które sprzyjają innowacyjności i elastyczności.
Wszystko to brzmi ładnie, ale czy łatwo będzie to osiągnąć? Choć może nie wydawać się to możliwe, nie zapominajmy, że nie potrzeba rewolucji, a ewolucji już istniejących rozwiązań. I to bardzo pocieszające.
Pierwszym krokiem musi być audyt istniejących zależności cyfrowych na każdym poziomie. Dopiero on wykaże, co można lub powinno się zmienić, a to pozwoli na opracowanie planu wdrożenia rozwiązań. Póki co każdy kraj działa na własną rękę. brak jednolitej organizacji, które by to wszystko nadzorowała.
Jak wiemy to również z doświadczenia, UE ma coraz większą biurokrację. Pozostaje mieć nadzieję, że cała sprawa nie utknie na biurkach urzędników. Europa stoi przed wyborem. Może nadal polegać na zagranicznych platformach w zakresie swoich najbardziej wrażliwych funkcji lub zainwestować we własną drogę.
Pozostaje mieć nadzieję, że wybierze to drugie rozwiązanie.
Źródło: opr. własne, TheNextWeb
Na stronie mogą występować linki afiliacyjne lub reklamowe.
W ostatnich miesiącach zadebiutowało parę pancernych smartfonów polskiego HAMMER-a, ale żaden z nich nie jest…
Do sieci trafiła specyfikacja maluszka dopełniającego serię Honor Magic8. Model Mini przenika się z wersją…
Roborock Saros 10R ma system nawigacji nawet 21 razy dokładniejszy od klasycznego LiDARu i mierzy…
Dobry producent postanowił przecenić swoje smartwatche zarówno u siebie, jak i w wielu sklepach partnerskich.…
Jak ważne jest wsparcie aktualizacjami telefonu? Czasami jest to coś, co decyduje o życiu lub…
Kompaktowy telefon z przepotężną baterią oraz z rewelacyjną specyfikacją może jednak zostać anulowany. Mowa tu…