Soundcore Liberty 5 to świeże spojrzenie na popularną serię. Z matowym wykończeniem, minimalistycznym designem i LDAC, te słuchawki oferują adaptacyjne ANC i elastyczne strojenie dźwięku. To nie tylko ewolucja, ale realne podniesienie poprzeczki, pokazujące, że Soundcore nie boi się innowacji i dba o użytkownika. Sprawdzam w teście, czy warto wybrać Soundcore Liberty 5.
Spis treści
Soundcore wypuszcza kolejne słuchawki z serii Liberty i przyznam, że tym razem zrobiło się naprawdę ciekawie. Model Soundcore Liberty 5 to coś więcej niż tylko kosmetyczna aktualizacja — to sprzęt, który realnie podnosi poprzeczkę. Mamy tu LDAC, adaptacyjne ANC, możliwość strojenia dźwięku i nową konstrukcję, która po prostu działa tak, jak powinna. Jako osoba, która testuje sprzęt audio od lat, czuję, że Soundcore zaczyna wchodzić w zupełnie inny poziom.
To już nie jest ten sam producent, którego kojarzyliśmy z tanimi alternatywami. Liberty 5 nie próbują nikogo udawać — są dobrze przemyślane i zrobione pod użytkownika. Wszystko gra tu w jednym rytmie: wygoda, brzmienie, czas pracy i możliwości aplikacji. Nie ma tu zbędnych wodotrysków, ale też trudno mówić o kompromisach. I chyba właśnie to mnie w nich zaskoczyło najbardziej.
Testuję je na co dzień — w drodze, w pracy, przy montażu materiałów. I z każdym kolejnym dniem mam wrażenie, że Soundcore zrobił coś, co wielu większym markom zwyczajnie się nie udało: stworzył słuchawki, których nie trzeba się wstydzić ani pod względem jakości dźwięku, ani wykonania. Zapłacisz za nie 399 złotych.
Stylowe i wygodne. Takie są Soundcore Liberty 5
Od razu po wzięciu Soundcore Liberty 5 do ręki miałem wrażenie, że obcuję z produktem dojrzalszym niż jego poprzednik. Konstrukcja nadal przypomina Liberty 4 Pro – to dobrze, bo był to jeden z lepiej zaprojektowanych modeli w tej klasie. Etui zyskało jednak kilka subtelnych, ale znaczących zmian. Brak ekranu? Szczerze? Nie płaczę po nim specjalnie. Zamiast efektowengo rozwiązania, mamy LED-owy pasek – prosty, czytelny, praktyczny. To krok w stronę minimalizmu, który szanuję.
Nowe, matowe wykończenie to jedna z tych rzeczy, które docenia się dopiero po dłuższym użytkowaniu. W poprzedniku błyszcząca obudowa przyciągała odciski palców jak magnes. Tutaj nie ma tego problemu – etui i same słuchawki wyglądają świeżo nawet po kilku dniach noszenia w kieszeni. Design? Nienachalny, elegancki, z klasą. Liberty 5 nie próbują krzyczeć, że są „pro”. One po prostu są dobrze zaprojektowane. To cicha pewność siebie, którą lubię w sprzęcie tej klasy.
W kwestii komfortu – Soundcore wie, co robi i robi to dobrze. Te słuchawki są lekkie, dobrze wyważone, a ich kształt naturalnie wpasowuje się w ucho. Co ważne, producent nie zapomniał o różnorodności użytkowników – sześć par końcówek to ukłon w stronę wszystkich tych, którzy nie mieszczą się w popularnych trzech rozmiarach. Brak skrzydełek? W tym przypadku nie czułem, żeby były potrzebne.
Liberty 5 sprawdziły się także podczas aktywności fizycznej – i to bez potrzeby ciągłego poprawiania ich w uchu. Klasa odporności IP55 oznacza, że pot czy lekki deszcz nie są im straszne. Dla mnie to jasny sygnał: Soundcore projektowało te słuchawki z myślą o realnym życiu. Nie tylko do biura i domu, ale też na rower, siłownię czy spacer w mieście.
Warto też wspomnieć o kolorach – bo rzadko kiedy mam ochotę pochwalić producenta za odwagę w tej kwestii. Czarny i biały to oczywistość, ale ciemnoniebieski i morelowy? Świetny wybór dla tych, którzy nie chcą kolejnych nudnych słuchawek jak z taśmy. Liberty 5 mają charakter, ale nie są przesadnie krzykliwe. I choć każdy ma inne oczekiwania co do wygody i estetyki, ja z tym designem po prostu się polubiłem.
Soundcore Liberty 5 – sterowanie z potencjałem, ale czy bez kompromisów?
Sterowanie przez ściśnięcie trzonka to kierunek, który bardzo mi odpowiada. Zdecydowanie wolę to rozwiązanie od klasycznych stuknięć w panel dotykowy, które często (w tańszych zestawach) prowadzą do przypadkowych komend. W Liberty 5 mam poczucie kontroli – nie zdarzyło mi się ani razu włączyć czegoś przez przypadek przy zakładaniu czy poprawianiu słuchawek. To proste, logiczne i przede wszystkim komfortowe w codziennym użytkowaniu.
Z drugiej strony, system szczypnięć ma swoje ograniczenia. Do dyspozycji mamy trzy gesty – pojedyncze, podwójne i potrójne ściśnięcie – plus dłuższe przytrzymanie. I choć w teorii to wystarcza, to w praktyce nie ma tu miejsca na coś tak podstawowego, jak wygodna regulacja głośności. Da się ją przypisać do przytrzymania, ale efekt? Zmiana o jeden stopień. Czyli, żeby ściszyć o kilka stopni, trzeba kilkukrotnie ściskać słuchawkę, co jest zwyczajnie niewygodne.
Szkoda, że zabrakło tu gestów przesuwania palcem w górę i w dół po trzonku – szczególnie że Soundcore potrafił to zrobić świetnie w Liberty 4 Pro. Tamte słuchawki miały dotykowe panele antypotowe, które idealnie współpracowały z gestami i działały intuicyjnie. Czuć więc pewien krok wstecz – nawet jeśli wynika on z chęci uproszczenia obsługi. Z perspektywy osoby, która ceni sobie pełną kontrolę, trochę mi tego brakuje.
Na szczęście wiele braków w samej obsłudze nadrabia aplikacja Soundcore. Z poziomu telefonu mogę skonfigurować niemal wszystko – od przypisania gestów, przez wybór trybów ANC, aż po dostęp do niemałego arsenału opcji dźwiękowych. To właśnie tutaj zaczyna się prawdziwa personalizacja Liberty 5. Ośmiopasmowy korektor to tylko początek – producent dorzuca aż 22 gotowe presety i test preferencji, który dopasowuje brzmienie do mojego gustu. I wiecie co? Działa to zaskakująco dobrze.
Jeszcze ciekawiej robi się, gdy w grę wchodzi test słuchu HearID. To już nie jest tylko kosmetyka – aplikacja analizuje moją wrażliwość słuchową i wyrównuje niedoskonałości, które sam być może ignoruję. Po kilku minutach odsłuchu naprawdę czuć różnicę. W dodatku Soundcore dorzuca funkcje, które rzadko spotyka się nawet w wyższej półce: limiter głośności, adaptacyjne uszczelnienie, test dopasowania końcówek czy tryb niskiego opóźnienia do gier.
Nie mam wątpliwości, że potencjał aplikacji i samego sterowania w Liberty 5 jest ogromny, ale Soundcore musi jeszcze znaleźć złoty środek między formą a funkcjonalnością. Samo ściskanie to wygoda, ale nie powinno wykluczać innych, sprawdzonych rozwiązań. Szczególnie że firma pokazała już, że potrafi je zrobić dobrze.
Czas pracy i łączność w Soundcore Liberty 5 – jak wygląda to w praktyce?
Soundcore Liberty 5 teoretycznie oferują do 8 godzin słuchania z aktywną redukcją hałasu i aż 12 godzin bez niej. Gdy dodać do tego etui, łączny czas pracy rośnie do 32 lub 48 godzin – w zależności od trybu. Ale jak to wygląda w codziennym użytkowaniu?
Na początek tempo ładowania, gdyż jest tutaj dość ciekawie. Soundcore zasługuje na duży plus. Zdarzyło mi się zapomnieć o ładowaniu przed wyjściem, ale już 15 minut w etui wystarczyło, by akumulatorki w słuchawkach wróciły do pełna. I to nie jest marketingowy chwyt – rzeczywiście po kwadransie słuchawki były gotowe do pracy. Można też ładować etui bezprzewodowo dzięki obsłudze Qi, co bardzo ułatwia życie, jeśli masz już taką ładowarkę na biurku lub nocnym stoliku.
W codziennym użytkowaniu ważniejsza od czystej liczby godzin często okazuje się wygoda – a tę zapewnia szybkie ładowanie i solidna rezerwa energii w etui. Problem pojawia się jednak przy próbie precyzyjnego przewidzenia czasu pracy. W moim teście po godzinie słuchania przy włączonym ANC poziom baterii spadł z 100% do 80%. Jeśli to tempo się utrzyma, możemy mówić raczej o 5-6 godzinach, a nie deklarowanych ośmiu. To nie tragedia, ale warto mieć realistyczne oczekiwania.
Pod względem łączności Liberty 5 radzą sobie bez zarzutu. Korzystają z Bluetooth 5.4 i wspierają kodeki SBC, AAC oraz LDAC – ten ostatni jest gratką dla fanów wysokiej jakości dźwięku. Ucieszyło mnie też wsparcie dla multipoint, czyli jednoczesnego połączenia z dwoma urządzeniami. Testowałem słuchawki z najnowszym Samsungiem i laptopem – przełączanie było płynne, a połączenie stabilne nawet w zatłoczonych przestrzeniach. To nie jest oczywisty standard, nawet w droższych modelach.
Parowanie? Banalnie proste. Trzymasz przycisk na etui i gotowe. Ale najbardziej przekonuje mnie fakt, że przez cały czas użytkowania Liberty 5 ani razu nie zerwały połączenia – nawet w tramwaju, gdzie inne modele potrafiły się pogubić. I właśnie to – stabilność działania – jest dla mnie kluczowa, gdy mówimy o słuchawkach do codziennego użytku.
Czy ANC w Soundcore Liberty 5 naprawdę działa?
Nie ukrywam – mam słabość do dobrze działającego ANC w słuchawkach. Ale jednocześnie jestem wymagający, bo przez moje uszy przewinęły się już dziesiątki modeli. W przypadku Soundcore Liberty 5 producent obiecuje wiele: adaptacyjne ANC 3.0, które kalibruje się co 0,3 sekundy i dostosowuje do zmian w otoczeniu. Brzmi imponująco, ale co z tego w praktyce? Okazuje się, że naprawdę działa. W domu słuchawki poradziły sobie nawet z wyciszeniem stukającej klawiatury mechanicznej – a to już nie lada wyczyn jak na konstrukcję douszną.
W ruchu miejskim sytuacja wygląda nieco inaczej. Redukcja hałasu jest tu bardziej umiarkowana, choć skuteczna. Według moich obesrwacji, Liberty 5 potrafią poradzić sobie z szumem miasta, silnikiem autobusu czy warkotem tramwaju. Co ciekawe, sama pasywna izolacja – dzięki dobrze dopasowanym końcówkom – już robi niezłą robotę, a aktywne ANC tylko dopełnia całości. W moim przypadku oznaczało to po prostu więcej spokoju na spacerze przez centrum, bez konieczności podkręcania głośności.
To, co bardzo mi się spodobało, to możliwość dostosowania poziomu redukcji. Zamiast klasycznego włącz/wyłącz, dostajemy pięć poziomów ANC, a do tego tryby dostosowane do konkretnego środowiska, jak samochód czy samolot. Przy dłuższych podróżach to zbawienie – można znaleźć idealny balans między skutecznym wygłuszeniem a naturalnym brzmieniem muzyki. A jeśli ANC nas męczy, zawsze można je całkowicie wyłączyć i zyskać dodatkowe minuty pracy na baterii.
Tryb przezroczystości również daje radę. Nie sądziłem, że konstrukcja dokanałowa może tak dobrze przepuszczać dźwięki otoczenia, ale Liberty 5 zaskoczyły mnie po raz kolejny. Bez problemu słyszałem, co mówi do mnie ktoś obok – jakbym nie miał słuchawek w uszach. I choć ANC w tych słuchawkach nie zdmuchuje konkurencji z planszy, to właśnie ta wszechstronność sprawia, że korzystałem z niego dość często
Jak grają Soundcore Liberty 5? Mocny bas, własny charakter i przestrzeń na więcej
Zawsze, gdy sięgam po słuchawki, które mają być „na co dzień”, mam jeden podstawowy filtr: czy chciałbym z nich korzystać po zakończonych testach? Soundcore Liberty 5 przyciągnęły mnie nie tylko designem, ale i obietnicami – producent mówi o dużych przetwornikach z papierowej wełny, lepszym balansie tonów i przestrzeni dźwięku. No dobrze, brzmi jak klasyczny PR. Ale po kilku godzinach testów zacząłem się zastanawiać, czy nie zrobili tego naprawdę dobrze. Te słuchawki mają charakter i wcale się z nim nie kryją.
Pierwsze uderzenie basu? Zaskoczenie. To nie jest „miękki podkład”, tylko solidny, masywny dół, który potrafi dosłownie wprawić głowę w rezonans. Przy All the People in the World” Safri Duo bas aż wibruje wewnątrz czaszki – i choć to może być świetne dla fanów EDM czy hip-hopu, bardziej subtelne gatunki mogą się tu trochę zgubić.
Wysokie tony? Są podkręcone, z wyraźnym efektem „iskry”, który sprawia, że perkusyjne detale czy klaskanie w tle naprawdę błyszczą. Z kolei środek – czyli np. wokale czy gitara – miejscami wydaje się lekko cofnięty. Ale czy to źle? To po prostu inna filozofia brzmienia.
I właśnie dlatego personalizacja ma tu ogromne znaczenie. Aplikacja Soundcore to jedno z najlepiej zaprojektowanych narzędzi tego typu – bez przesady. Przesuwając delikatnie suwaki EQ (100 Hz w dół, 6,4 kHz w górę), słuchawki zmieniły swoje oblicze. Stały się bardziej zbalansowane, przestały atakować basem, a zaczęły eksponować detale. Utwory, które znałem na pamięć, zyskały nowe warstwy – wokale w tle i uderzenia perkusji były lepiej zarysowane, a całość bardziej przestrzenna.
Dolby Sound to osobna historia. Teoretycznie ma być przestrzennie, kinowo, efektownie. I jest – ale nie każdemu przypadnie do gustu. Osobiście wolę klasyczne stereo, bo czuję wtedy większą kontrolę nad tym, co słyszę. Tryb Dolby dodaje szerokości, ale jednocześnie potrafi wypłaszczyć pewne detale, przez co traci się trochę intymności w bardziej kameralnych utworach. To zdecydowanie opcja na spróbowanie, a nie domyślna konfiguracja.
Soundcore Liberty 5 to nie słuchawki dla purystów dźwięku – i bardzo dobrze. Bo nie każdy potrzebuje neutralnego pasma przenoszenia, żeby cieszyć się muzyką. Tu liczy się emocja, energia i możliwość dopasowania brzmienia do własnych upodobań. I właśnie dlatego te słuchawki zostaną ze mną na dłużej.
Ale żeby było jasne – nie uważam, że Soundcore Liberty 5 to złe słuchawki. Wręcz przeciwnie. Uważam, że to bardzo udany model, tylko trzeba go właściwie wycenić. Dla mnie to sprzęt na poziomie do maksymalnie 350 złotych – i w tej kategorii wypada naprawdę świetnie. Broni się funkcjami, aplikacją, personalizacją i tym, że po prostu chce się ich słuchać.
Czy warto kupić Soundcore Liberty 5?
Zawsze, gdy zbliżam się do końca testów jakiegoś sprzętu, zadaję sobie to samo pytanie: czy chciałbym z niego korzystać na co dzień, już po oddaniu egzemplarza testowego? Z Soundcore Liberty 5 jest to pytanie, które budzi we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony, to słuchawki, które od razu przypadły mi do gustu. Ich elegancki, nienachalny design w matowym wykończeniu, zwłaszcza w wersji Apricot, to coś, co naprawdę doceniam. Odciski palców nie są już problemem, a schludny LED-owy pasek zamiast ekranu to dla mnie strzał w dziesiątkę – prostota, która przekłada się na praktyczność. To po prostu dobrze zaprojektowany sprzęt, który ma w sobie cichą pewność siebie.
Komfort użytkowania to kolejny mocny punkt. Soundcore Liberty 5 są lekkie, dobrze wyważone i naturalnie wpasowują się w ucho. Sześć par końcówek to znakomity ruch. Dodatkowo, odporność na pot i lekki deszcz (IP55). Testowałem je podczas aktywności fizycznej i ani razu nie musiałem ich poprawiać. Widać, że te słuchawki zostały zaprojektowane z myślą o realnym, codziennym życiu.
Gdzie więc pojawiają się moje wątpliwości? Przede wszystkim w kwestii sterowania i poniekąd ceny. System ściskania trzonków, choć precyzyjny i eliminujący przypadkowe dotknięcia, ma swoje ograniczenia. Brak wygodnej regulacji głośności gestem przesuwania po trzonku, którą Soundcore świetnie zaimplementował w Liberty 4 Pro, to dla mnie krok wstecz. Czuć tu, że prostota poszła kosztem funkcjonalności. Wprawdzie aplikacja Soundcore to ratunek, oferująca niezliczone opcje personalizacji, w tym doskonały korektor i testy słuchu HearID, ale nie zastąpi to w pełni intuicyjnej obsługi z poziomu samych słuchawek.
Mimo wszystko, jeśli cena Soundcore Liberty 5 oscylowałaby w granicach 350 złotych, bez wahania powiedziałbym: bierzcie! W tej półce cenowej to świetne słuchawki, które bronią się designem, komfortem, doskonałą aplikacją i solidnym ANC. Jednak oficjalna cena wynosi 399 złotych. I choć róznica to raptem 50 złotych, konkurencja staje się większa i niekeidy lepsza. Wtedy warto zastanowić się nad modelami takimi jak Creative Aurvana Ace 2, które oferują bardziej profesjonalne brzmienie, czy nawet starsze modele Soundcore Liberty Pro w promocji, które często zaskakują lepszym zrównoważeniem dźwięku.
Ostatecznie, Soundcore Liberty 5 to udany model, ale ich opłacalność w dużej mierze zależy od Waszych preferencji.
ZALETY
|
WADY
|
Ceny Soundcore Liberty 5
Na stronie mogą występować linki afiliacyjne lub reklamowe.