INIU Leopard 65W 20000 mAh / fot. Paweł Łaz, techManiaK.pl
Najmniejszy powerbank 20000 mAh na rynku? To właśnie bohater dzisiejszej recenzji. Zapraszam na test INIU Leopard 65W 20000 mAh, który w niewielkich rozmiarach, zagwarantować ma moc dla wielu Twoich urządzeń. Jak się sprawuje, czy jest godny polecenia?
Spis treści
Trafił do mnie bardzo ciekawy sprzęt, jakim jest najmniejszy powerbank 20000 mAh, jaki pojawił się na polskim rynku. Oto tesst INIU Leopard 65W 20000 mAh, która odpowie Wam na pytania takie jak – czy warto kupić – jakie ma wady i zalety – czy jest to dobry powerbank – i wiele więcej.
Cena tego premierowego urządzenia w polskich sklepach to 350 złotych. Zdecydowanie nie mówimy tutaj o tanim rozwiązaniu, aczkolwiek w końcu jest to produkt skierowany do konkretnej grupy odbiorców.
Mowa oczywiście o użytkownikach, którzy cenią sobie możliwość posiadania takiego powerbanka wszędzie. Czy to mowa o pokładzie samolotu, czy zabraniu go na niedaleką wycieczkę rowerową, bez zbędnego zajmowania przez niego miejsca.
Sprzęt do testów dostarczyła firma INIU, za co serdecznie dziękujemy. Nie miało to jednak wpływu na ocenę testowanego urządzenia.
Omawiany powerbank przychodzi do nas w ciemnym, twardym opakowaniu, na którym umiejscowiono najważniejsze informacje o nim. Góruje właśnie ta, że jest to najmniejszy powerbank w swojej kategorii pojemnościowej. Nie to jest jednak najważniejsze, a to, co znajdziemy w owym pudełku:
Czy cokolwiek innego mogło się tu znaleźć? Jakieś swego rodzaju etui, w formie choćby materiałowego woreczka, ale wiadomo, że nie jest to dosyć często spotykane rozwiązanie.
Tak, jak większość tego typu urządzeń na rynku, tak i testowany model jest wykonany w praktycznie całości z tworzyw sztucznych. W większości nie można mieć do nich zastrzeżenia, prócz górnej i dolnej części powerbanka. W nich ten plastik jest po prostu… bardzo cienki. Da się niespecjalnie dużym naciskiem siły poczuć, co znajduje się pod nim.
Wywołało to we mnie zdziwienie, bo jeszcze z takim modelem nie miałem do czynienia. Oczywiście, na czymś trzeba było zrobić niską wagę, ale nie jestem pewien, czy to był dobry ruch. Po za tym jednak, spasowanie należy ocenić zdecydowanie pozytywnie, tak samo, jak oznaczenia. Mógłby jedynie być pokryty jakąś lekką warstwą antypoślizgową.
Bo to w zasadzie najważniejsza część tego tekstu. W końcu, co nam po powerbanku, który nie działa prawidłowo? Sprawdziłem go tak w testach syntetycznych, jak i tych bardziej praktycznych. Do tego posłużyły mi następujące urządzenia:
Zapisywana była najwyższa moc uzyskana na dany porcie w kontekście testów obciążeniowych. Pojemność była wyznaczana poprzez testy ładowania tak wspomnianego wyżej laptopa, jak i smartfonów.
Na początek sprawdziłem pojemność z użyciem sztucznego obciążenia, w postaci urządzenia Fasizi HD35. Przy ustawieniach 9V/2A na porcie USB-A, powerbank zdołał udostępnić 66,3 Wh mocy. W porównaniu z deklarowanymi 74 Wh, sprawność wyniosła 89,6%. Przy okazji testu bardziej praktycznego, z użyciem laptopa Lenovo ThinkPad X395, sytuacja nieco się zmieniła. Mówimy o uzupełnieniu 65,2 Wh baterii (a raczej całej, a tyle mocy przeszło przez miernik). Daje to 88,1% sprawności energetycznej modelowi INIU Leopard 65W 20000 mAh.
Sprawdziłem to także na przykładzie ładowania smartfonów (w nawiasie wartość, o jaką „ubyło” pojemności powerbanka):
To wszystko złożyło się na 65,9 Wh mocy dostarczonej z powerbanka do smartfonów. Oczywiście, patrząc na pomiary z użyciem wymienionego wcześniej miernika. Względem deklarowanych 74 Wh, wychodzi nam sprawność na wysokim poziomie 89%. Jest to zdecydowanie pozytywna wartość.
Do sprawdzenia tego, jak szybko jesteśmy w stanie z powrotem przywrócić powerbank do pełnej pojemności, użyłem ładowarki Green Cell AD134AP o mocy 65W. Zajęło mi to w takim układzie 2 godziny, natomiast do 50% stanu naładowania – 40 minut. Są to dobre wartości, chociaż sporo konkurentów (większych, ale jednak) oferuje wyższe moce ładowania w swoim kierunku.
Dosyć istotna kwestia. Nie pozostaje nic innego, jak zatem sprawdzić, czy deklaracje producenta w tym zakresie, pokrywają się z realnymi odczytami. Jak to wygląda w przypadku portów USB-C? Zacznijmy od tego mocniejszego:
Nie ma tutaj może pełnej mocy, aczkolwiek na plus zaliczyć można działanie ze smartfonami od Google oraz laptopem Lenovo. W przypadku modeli Nothinga oraz realme, nie udało się uzyskać reprezentatywnych wyników. Nie załączył się odpowiedni protokół, co dziwne, bo nicofony korzystają z Power Delivery. Co z drugim portem? Cóż, jest podobnie.
Tutaj już mamy wykorzystanie całej mocy złącza dostępnego według specyfikacji. Generalnie rzecz biorąc, musicie pamiętać, że testowany powerbank nie będzie działał idealnie ze wszystkimi smartfonami. Nawet, jeżeli teoretycznie bazuje na obsługiwanym protokole ładowania. Sprawdźmy zatem, jak to wygląda przy obciążeniu…
C1+C2: 39,44W + 24,84W (64,28W)
C1+A: 39,39W + 18,11W (57,5W)
C2+A: 8,6W + 6,6W (15,2W)
C1+C2+A: 39,12W + 10,8W + 6,6W (56,52W)
Nie do końca tak, jak można było się spodziewać. Mimo, że w pierwszym przypadku łącznie jest ok 65W, to moc nie została rozdzielona tak, jak powinna. W drugim z kolei podobna sytuacja, USB-C nie dostarcza pełni mocy, którą mogłoby do ładowanego laptopa. Trzeci scenariusz to spełnienie specyfikacji, a ostatni, najbardziej wymagający – to znowu problem z głównym złączem USB-C.
Nie jest więc ani źle, ani dobrze. Jest… niejednoznacznie. Szkoda, że tak kiepsko radzi sobie z sekwencją C2+A, czy to jedynie obciążając te złącza, czy dołączając jeszcze główne.
Doszliśmy do końca, więc wypada podsumować całość. Przede wszystkim przypomnijmy, że testowany model kosztuje 350 złotych. To nie jest mała kwota za powerbank o takich parametrach. Wyróżnia się on jednak rozmiarem i wagą na tle konkurencji, co może mieć dla niektórych osób kluczowe znaczenie. Nie przedłużając, podsumowanie.
Jak już wspomniałem, rozmiary i waga to zdecydowana zaleta tego powerbanka. Jest to w zasadzie główny powód, dla którego warto go rozważyć. Idąc dalej, można o nim powiedzieć, że jest ogólnie dobrze wykonany.
Pochwalić należy także wysoką sprawność energetyczną, sięgającą często prawie 90%. To samo powiedzieć można o realnej pojemności, czy mocach na poszczególnych złączach. Zwyczajnie sprawuje się na co dzień tak, jak można było się tego spodziewać pod tym względem.
Mimo ogólnie dobrej jakości, to plastik w dwóch miejscach jest bardzo cienki, co nie jest zdecydowanie na plus. Wysoka cena może także – mimo wszystko – odstraszać, tak samo, jak problemy z kompatybilnością. Najprędzej zadziała ze smartfonami tych największych marek – Samsunga, Apple, Google etc.
Jest to dobry sprzęt, skierowany do konkretnej grupy odbiorców. Jeżeli szukasz jak najmniejszego powerbanka, przy tym oferującego wysoką pojemność i masz smartfon którejś z wiodących na rynku marek, to zdecydowanie można się nim zainteresować
Cya!
P.S. Jak szukacie cienkiego powerbanka, to sprawdźcie test Baseus Blade 2 😉
ZALETY
|
WADY
|
https://www.gsmmaniak.pl/1494494/baseus-blade-2-powerbank-slim-test-recenzja-opinia-czy-warto-kupic/
Na stronie mogą występować linki afiliacyjne lub reklamowe.
POCO F7 to chyba jednak dokładnie Redmi Turbo 4 Pro. Fragment kodu wskazuje, że telefony…
Jak sprzedają się tablety w Q1 2025? Nie trzeba sobie już zadawać tego pytania, bo…
iQOO Neo 10 Pro+ to jeden z najciekawszych telefonów ze Snapdragonem 8 Elite w najbliższym…
Popularny remake – Resident Evil 2 jest do zgarnięcia znacznie taniej niż na Steam. Nielimitowana…
vivo S30 Pro będzie kompaktowym zabójcą flagowców z potężną baterią, podczas gdy vivo S30 zaoferuje…
iQOO Neo 10 to spełnienie marzeń każdego ManiaKa z 1500 złotymi na telefon. Bryluje wydajnością,…