Ryzen 7 8845HS, 32 GB RAM, 1 TB SSD, 16-calowy ekran o rozdzielczości 2560 × 1600 odświeżany w 120 Hz i Windows 11 Pro – wszystko to zapakowane w smukłą obudowę i wycenione na 3300 zł w promocji. Sprawdzam, czy warto kupić chińskiego laptopa NinKear A16 Pro.
Niedawno radziliśmy, jaki laptop do 2000 zł warto kupić i podkreślaliśmy, że w tej cenie nie ma co liczyć na fajerwerki i mocną specyfikację.
Mając większy budżet i decydując się na zakup chińskiej marki można już jednak zacząć stawiać konkretne wymagania, czego najlepszym dowodem jest nasz test laptopa N-one NBook Fly, który wygląda jak kopia słynnego ZenBooka Duo, ale kosztuje tylko 3 tys. zł.
Dzisiaj pozostajemy w tym przedziale cenowym, bo na celownik bierzemy sprzęt tylko odrobinę droższy. To NinKear A16 Pro, a więc laptop marki w Polsce nieznanej, za to całkiem sensownie wyposażony – przynajmniej na papierze. Czas zweryfikować, ile prawdy kryje się w obietnicach chińskiego producenta.
NinKear A16 Pro – cena i specyfikacja
Tradycyjnie zaczniemy od kosztów. NinKear A16 Pro możesz znaleźć u pojedynczych sprzedawców na platformie Allegro, ale ich ceny są zdecydowanie zawyżone (to okolice 4600 zł) i w mojej ocenie nie warto ich brać pod uwagę.
Bez problemu za to zamówisz ten sprzęt w chińskich sklepach mających magazyny w Europie. I tak np. w Geekbuying.com kupisz teraz testowanego laptopa za 799 EUR, przy czym co warto raz jeszcze podkreślić, wysyłka jest z magazynu europejskiego, co oznacza brak konieczności ponoszenia dodatkowych opłat z tytułu VAT i cła.
Ba, może być nawet jeszcze taniej. Robiąc zakupy w ciągu kilku najbliższych dni możesz skorzystać z kodu rabatowego NNNPL091101, który obniży cenę laptopa do 779 EUR, co daje około 3320 zł.
Przy okazji dodam, że w tej samej promocji kupisz też inne maszyny:
- Ninkear N16 Pro z procesorem i7 za 639 EUR (kod NNNPL091102);
- Ninkear A15 Plus z procesorem Ryzen 7 za 499 EUR (kod NNNPL091103);
- Ninkear N15 Air za 279 EUR (kod NNNPL091104).
Warto w tym miejscu dodać, że choć w cenę jest już wliczony system operacyjny Windows 11 Pro (a przecież wariant Pro w tej cenie jest naprawdę rzadkością), to nie jest to oficjalna, polska dystrybucja tego oprogramowania. Co to znaczy? Że pierwszą konfigurację trzeba przeprowadzić w j. angielskim (polski można doinstalować dopiero w kolejnym kroku), a świeżo zainstalowany Windows będzie „golutki”, więc niektóre aplikacje domyślnie obecne w polskiej dystrybucji musisz samodzielnie zainstalować.
Ma to swoje zalety (instalujesz tylko to, co jest Ci potrzebne), ale dla większości użytkowników będzie prawdopodobnie wadą, bo wydłuża proces przygotowania laptopa do pracy.
Zerknijmy teraz na specyfikację NinKear A16 Pro, która – przynajmniej na papierze – prezentuje się świetnie:
- Ekran główny: IPS 16”, półmatowa powłoka, rozdzielczość 2560 × 1600, 120 Hz;
- Procesor: AMD Ryzen 7 8845HS (3,8 GHz, 8 rdzeni, TDP 45W);
- Grafika: AMD Radeon 780M;
- Pamięć: 32 GB DDR5 (2400 MHz);
- Dysk: SSD 1 TB;
- Bateria: 80 Wh
- Porty: 2 x USB 3.0, 2 x USB-C (z funkcją DP 1.4 i PD 2.0), 1 x HDMI (4K@120), 1 x audio (combo mikrofon/słuchawki);
- Bezprzewodowa łączność: WiFi 6 802.11ax RealTek RTL8852BE + Bluetooth 5.2;
- Klawiatura: podświetlana (biały kolor), membranowa, z blokiem numerycznym;
- Kamerka: 0,9 Mpix, 720p;
- Wymiary: 355 x 248 x 24 mm;
- Waga: 1,8 kg.
Jakość wykonania? Jest lepiej niż myślisz
Nie od dzisiaj wiadomo, że chińskie marki przywiązują dużą wagę do designu – także w tanich urządzeniach. NinKear A16 Pro jest tego dobrym przykładem, bo pod względem jakości wykończenia czy użytych materiałów może spokojnie rywalizować z nawet 2-krotnie droższymi komputerami.
Część elementów obudowy wykonano ze stopu aluminium, część to tworzywo sztuczne, ale wszystko zostało poprawnie spasowane i sprawia dobre wrażenie. Nic tu nie trzeszczy i nie skrzypi.
Trzeba natomiast odnotować fakt, że aluminiowe płyty są cieniutkie, więc zarówno powierzchnia pokrywy, jak i pulpitu roboczego lekko się ugina pod naciskiem, ale nie jest to nic, czego nie widzieliśmy już w innych laptopach w tej (i wyższej) klasie cenowej.
NinKear A16 Pro waży 1,8 kg i ma 24 mm grubości, co przy 16-calowym formacie ekranu warto zapisać po stronie zalet. Nie jest to może najporęczniejszy komputer mobilny na świecie, ale w mojej ocenie dobrze łączy świat ultrabooków i uniwersalnych maszyn do domu czy biura.
Pulpit roboczy wycięto we frontowej części, tworząc miejsce na oparcie palców – dzięki temu pokrywę łatwiej podnieść jednym palcem, bez potrzeby przytrzymywania dolnej części drugą ręką.
Podłużny zawias trzyma pokrywę pewnie, a jego niewątpliwą zaletą jest fakt, że ekran można położyć na płasko (czyli odchylić o 180 stopni).
Stylistyka maszyny jest stonowana, ale i elegancka. Pokryta matowym, grafitowym lakierem obudowa nie błyszczy się, ale jednocześnie przy mocnym świetle nabiera lekko niebieskawego odcienia. Jedyny ozdobnik pokrywy to logo producenta w jednym z rogów. To dobrze prezentujący się sprzęt.
Plastikowe ramki okalające ekran są wąskie. W górnej listwie ulokowano panel skrywający kamerkę 0,9 Mpix. Nie będzie chyba zaskoczeniem jeśli napiszę, nie ma ona wyśrubowanych parametrów – to typowy, tani element, jakich teraz na rynku wiele. Nie wspiera logowania Windows Hello, nie gwarantuje wyraźnego obrazu, i w zasadzie mogłoby jej w ogóle nie być. W ramach cięcia kosztów ze specyfikacji wypadł również czytnik linii papilarnych.
Są za to głośniki. Ich największym atutem jest to, że grają w miarę donośnie (81 dB) i nie skrzeczą mocno w wyższych prograch głośności. Z uwagi na brak basu i bardzo słabo zarysowane średnie tony, muzyki raczej słuchać będziesz na słuchawkach.
Bardzo dobrze wygląda natomiast zestaw dostępnych portów. Listę otwierają dwa złącza USB 3.0, którym towarzyszą dwa porty USB-C z funkcją przesyłania obrazu (4K@60) i Power Delivery 2.0 oraz złącze HDMI (4K@120). Całość uzupełnia jack audio (combo mikrofon/słuchawki).
Obecność portów obsługujących Power Delivery to strzał w dziesiątkę – nie trzeba się bowiem przejmować dźwiganiem dedykowanej ładowarki. Ta dołączona do laptopa to model 100W GaN, który wykorzystuje połączenie USB-C do USB-C – osiąga maksymalnie 20V / 5A i szybciutko ładuje wbudowany akumulator 80 Wh.
Warto przy tym odnotować, że producent zachowawczo zostawił na obudowie dedykowane, okrągłe gniazdo ładowarki. Po co? Być może akurat takie obudowy zalegały na magazynie. 😉
Spód laptopa można bez większego problemu zdemontować, przy czym warto pamiętać, że jedna śrubka mocująca w środkowej części jest ukryta pod naklejką. Po zdjęciu dolnej osłony uzyskamy dostęp do akumulatora, całego systemu chłodzenia i wszystkich kluczowych podzespołów, wliczając w to dysk SSD M.2 oraz pamięć RAM (dwie kości).
Jedna klawiatura, 7 układów do wyboru
To, co rzuca się w oczy już przy pierwszym kontakcie z laptopem to gładzik: jest olbrzymi i zajmuje większą część frontu pulpitu roboczego. Został też pokryty warstwą materiału przypominającego szkło, dzięki czemu całość wygląda, jak „pożyczona” z dużo droższego laptopa.
Spasowanie gładzika jest bardzo dobre. Może nie tak perfekcyjne, jak np. w wypadku laptopów gamingowych Razera, ale zdecydowanie niewiele tu brakuje do ideału. Sama płytka jest wygodna w użyciu – przypominająca szkło powłoka jest miła w dotyku i daje dobry poślizg.
Gładzik obsługuje funkcję wielodotyku, a marginesy martwych stref są minimalne. Prawo- i lewoklik połączono w jednej belce ukrytej pod płytką dotykową – przyciski stawiają zauważalny opór i cechują się głośnym klikiem. To zdecydowanie najsłabsza część tego elementu wyposażenia.
Jeśli zamiast gładzika wolisz używać myszki, żaden problem – producent dołączył do zestawu prostego, przewodowego gryzonia z podkładką. Takie rzeczy widzi się tylko w chińskich maszynach…
Klawiatura to klasyczna, membranowa konstrukcja, która nie wyróżnia się niczym specjalnym. Poza jednym. Jeśli nie podoba Ci się domyślny układ klawiszy, możesz na płytki nakleić inny zestaw oznaczeń. W pudełku znajdziesz aż 6 dodatkowych układów: niemiecki, portugalski, rosyjski, hiszpański, francuski i włoski.
Skok samych klawiszy jest krótki, a odpowiedź wyraźna, jak to często w maszynach tego typu bywa. Warto natomiast odnotować fakt, że w przeciwieństwie choćby do N-one NBook Fly, tutaj projektanci nie wyważali otwartych drzwi i nie eksperymentowali z redukowaniem wielkości klawiszy lub ich ułożeniem na pulpicie roboczym.
Nie zabrakło też bloku numerycznego, przy czym klawisze z tej sekcji są wyraźnie węższe względem elementów głównego bloku.
Warto na koniec też dodać, że klawisze są podświetlone w bieli – do wyboru masz dwa stopnie intensywności.
Niespodzianka! Producent nie oszczędzał na ekranie
W niedrogich chińskich laptopach jakość ekranu jest zwykle jedną z pierwszych oszczędności, co nierzadko prowadzi do absurdalnych sytuacji, w których dany komputer mógłby być hitem, ale nie da się na nim pracować z uwagi na przestarzałą matrycę.
Tego też się spodziewałem po NinKear A16 Pro i… się mile zaskoczyłem. W testowanym laptopie znajdziemy 16-calowy panel produkcji CSOT (czyli TCL) o rozdzielczości 2560 × 1600 i częstotliwości odświeżania 120 Hz.
Nie zawodzi jasność, która w tym modelu osiąga przyzwoite 376 cd/m2 przy nierównomierności podświetlenia na poziomie raptem niespełna 6%. Ekran dodatkowo pokryto półmatową powłoką niwelującą niechciane refleksy, więc nawet słoneczny dzień nie powinien być dużą przeszkodą.
Równie ważne jest to, że nie można narzekać także na odwzorowanie kolorów. Współczynnik gamut coverage wynosi solidne 97,4% dla palety sRGB, podczas gdy w wypadku DCI-P3 i Adobe RGB będzie to odpowiednio 73,5% oraz 71,4%. Nie jest to oczywiście poziom satysfakcjonujący dla osób zawodowo zajmujących się obróbką multimediów, ale w wypadku amatorów i niedzielnych grafików w zupełności wystarczy.
80 Wh daje prawie 9 godziny pracy na baterii
W obudowie NinKear A16 Pro zagościł nie byle jaki akumulator – mamy tu bowiem 80 Wh, co przy relatywnie energooszczędnych podzespołach (może za wyjątkiem procesora, bo Ryzen 7 8845HS to jednak nadal wymagający CPU) i szybkim ładowaniu przekłada się na zaskakująco wygodne użytkowanie laptopa z daleka od gniazdka.
Włączając tryby energooszczędne i używając laptopa głównie do pracy z pakietami biurowymi i aplikacjami nieobciążającymi mocno podzespołów, liczyć możesz nawet na 9 godzin bez sięgania po ładowarkę.
Jeśli natomiast mocno obciążysz podzespoły (czyli np. zaczniesz grać) i rozhulasz CPU i GPU, energii wystarczy Ci na góra 70 minut zabawy, co i tak nie jest złym wynikiem patrząc na to, co siedzi pod maską.
Wspominałem już, że do zestawu producent dorzucił ładowarkę 100W GaN, która wykorzystuje połączenie USB-C do USB-C i osiąga maksymalnie 20V / 5A. Jako że laptop i tak wykorzystuje standard Power Delivery 2.0 do uzupełniania energii, w kryzysowej sytuacji możesz go też podładować z powerbanku albo innego źródła energii kompatybilnego z PD 2.0.
Ryzen 7 8845HS pod maską
Kupując chińskiego laptopa zawsze trzeba zachować czujność – bywa, że producenci takich maszyn w poszukiwaniu oszczędności sięgają po „leżaki” magazynowe, czyli układy na pozór wydajne, ale dzisiaj już przestarzałe i odbiegające parametrami od obecnych standardów. Z satysfakcją mogę napisać, że w wypadku NinKear A16 Pro tak się na szczęście nie stało.
Wewnątrz obudowy znajdziemy mocny procesor Ryzen 7 8845HS, który premierę miał w drugiej połowie 2023 roku i oferuje wyśrubowane parametry. Ma 8 rdzeni, w pełni wykorzystuje moc architektury Zen 4 i rozpędza się do 5,1 GHz, a do tego wspiera drugą generację technologii Ryzen AI. To zdecydowanie jeden z najciekawszych CPU, jakie znajdziemy w tym przedziale cenowym.
Co nie mniej ważne, przychodzi w pakiecie z procesorem graficznym Radeon 780M, a to naprawdę fajna integra. Oczywiście nie uczyni z NinKear A16 Pro laptopa gamingowego, ale przy niedzielnym graniu sprawdzi się bez zarzutu. I tak dla przykładu Cyberpunk w niskich ustawieniach średnio notował 48 kl./s, a Forza Horizon 5 dojeżdżała nawet do 55 kl./s.
Schodząc do rozdzielczości Full HD (bo do zabawy w takiej stworzono Radeona 780M) możesz liczyć na nawet jeszcze lepsze wyniki.
Fajnie prezentuje się także reszta podzespołów. Pamięć RAM na kościach DDR5 (2400 MHz) rekordów prędkości może nie bije, ale pracuje stabilnie, a do tego masz tu jej aż 32 GB, więc sprzęt pociągnie nawet te 100 otworzonych kart w Chromie. 😉
Do tego mamy dysk SSD o pojemności 1 TB, i co warto podkreślić, jest to już model z interfejsem NVMe. Jak na kwotę 3300 zł to świetne kombo.
To wszystko sprawia, że NinKear A16 Pro to więcej niż tylko laptop do zabawy z pakietem biurowym. Mocy tutaj spokojnie wystarczy nawet na bardziej wymagające aplikacje – obrabiałem na tym laptopie grafikę, poprawiałem pliki 3D, przygotowywałem pliki w slicerze i z każdym z tych zadań sprzęt radził sobie bez zadyszki.
Nieźle działa również system chłodzenia. Nawet przy długotrwałym obciążeniu wszystkich podzespołów temperatura na procesorze nie przebija 65 stopni C, a wentylatory pozostają ledwo słyszalne, notując góra 42 dB. Obudowa pozostaje zazwyczaj letnia, w stresie osiągając nie więcej niż 44-46 stopni C i to tylko punktowo.
Czy warto kupić NinKear A16 Pro?
NinKear A16 Pro to zaskakująco równy i dobrze zrobiony laptop. Nie ma wad typowych dla chińskich „składaków z recyclingu”, wszystkie komponenty mają sens i są dobrej jakości.
Producent zadbał o właściwą optymalizację, więc sprzęt pracuje stabilnie, nie cierpi z tytułu throttlingu i nie ma nagłych spadków wydajności. Grafika, choć to tylko integra, jest w stanie uciągnąć nawet bardziej wymagające tytuły w niskich ustawieniach. Nawet wyświetlacz jest tutaj poprawny, co w wypadku chińskich laptopów za około 3 tys. zł nie jest wcale często spotykane.
NinKear A16 Pro to nad wyraz udany sprzęt jak na ten próg cenowy, więc dostaje od nas maniaKalne wyróżnienie „Dobry zakup”.
Na koniec jednak podkreślę jeszcze raz, że preinstalowany Windows 11 Pro nie jest z polskiej dystrybucji, więc pierwszą konfigurację należy przeprowadzić w j. angielskim, a później doinstalować wszystkie niezbędne aplikacje na własną rękę, co nie dla każdego będzie rzeczą akceptowalną.
- Dla gracza5
- Do pracy8
- Do podróży7
- Dla grafika7
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.