ASUS Zenfone 6 jest w moich rękach już kilka dni, czas podzielić się pierwszymi wrażeniami. Czy to najlepszy z tanich flagowców 2019 roku? A może duża bateria to tylko chwyt marketingowy?
ASUS ZenFone 6 to bardzo oryginalnie wyglądający flagowiec. Dzięki obracanemu aparatowi jest to prawdziwy bezramkowiec, który oferuje do tego topowe podzespoły i największą baterię wśród wszystkich konkurentów. Jest do tego relatywnie tani. Spędziłem z nim kilka dni i nadszedł czas, by podzielić się pierwszymi wrażeniami.
Ceny ASUS Zenfone 6 zaczynają się od 2199 złotych, a moja wersja kosztuje 2599 złotych. Czy warto zapłacić za niego takie pieniądze?
Jakość wykonania jest świetna
ZenFone 6 to przede wszystkim ekran. Dzięki zmyślnemu mechanizmowi aparatu front urządzenia jest cudownie wręcz minimalistyczny. Nie mogę jednak nie przyczepić się do podbródka. Nie to, żeby był przesadnie grupy – po prostu przy matrycy OLED można by zredukować jego szerokość jeszcze bardziej, tak jak ma to miejsce w przypadku OnePlus 7 Pro. Nie będę się jednak na to boczył – ASUS jest ostatecznie sporo tańszy.
To jednak nie jest smartfon dla fanów kompaktowego sprzętu. Jest relatywnie gruby i ciężki. Mnie to nie przeszkadzało, mam na tyle duże dłonie, że bez problemu jestem w stanie obsługiwać go przy pomocy tylko jednej ręki. Bez zmiany ułożenia sięgam do belki powiadomień. Na pewno czuć, że to kawał solidnego smartfona, do którego ma się zaufanie. Na plus zaliczam też gniazdo słuchawkowe na dolnej krawędzi i głośniki stereo. Nie są najlepsze na rynku, ale grają naprawdę znośnie i można przy ich pomocy obejrzeć serial.
Przejdźmy do najciekawszej części, czyli obracanego aparatu. Początkowo miałem poważne obawy do tego, czy będzie odpowiednio przylegał do reszty obudowy, ale nie ma się czym przejmować. Nie mogę jednak zagwarantować, że po kilku miesiącach nie pojawią się luzy. Można go spokojnie używać do odblokowania twarzą. Nie trwa to długo i nie irytuje, ale przeciętnie sprawdza się w słabszym świetle. Mam tylko jedno zastrzeżenie – w szczelinie zbiera się sporo kurzu, co psuje estetykę urządzenia.
Wydajność, bateria i aparat
W mojej ręce trafiła najmocniejsza wersja z 8 GB RAM i 256 GB na dane użytkownika. Sercem urządzenia jest oczywiście Snapdragon 855, a całość działa pod kontrolą Androida Pie z bardzo lekką nakładką, której obecności w zasadzie można nie zauważyć. Jak taki zestaw sprawdza się na co dzień? Idealnie. Póki co nie zauważyłem najmniejszych problemów z płynnością działania. Lepszą pracę mógłby zapewnić jedynie ekran o wyższej częstotliwości odświeżania, ale nie ma co wymagać cudów za takie pieniądze.
Bateria to temat na osobny akapit. Przyznam, że jestem nią minimalnie rozczarowany, ale z ostateczną oceną wstrzymam się do końca testów. Nie zrozumcie mnie źle, jest świetnie. Po prostu oczekiwałem dwóch pełnych dni pracy z dala od gniazdka przy intensywnym użytkowaniu, ale jest to poza moim zasięgiem. Trzeba jednak przyznać, że jest lepiej, niż w przypadku POCOPHONE F1 – jedynego flagowca, który był w stanie dotrzymać mi kroku przez cały dzień.
Aparat jest dobry, ale odstaje od konkurencji niemal w każdych warunkach, jedynym wyjątkiem jest selfie. Na rynku nie ma innego smartfona, który tak dobrze nadałby się do samopstryków. Odcięcie od tła jest bardzo dobre, intensywnością rozmycia można sterować, a obracanie aparatu daje masę frajdy. Największym problemem są zdjęcia przy gorszych warunkach oświetleniowych, ale pełną oceną podzielę się w ostatecznej recenzji.
Jeśli macie jakieś pytania, to podzielcie się nimi w komentarzach. Postaram się odpowiedzieć na nie wyczerpująco w recenzji.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.